Jakiś czas temu znajomi zaproponowali wspólny wyjazd do Niemiec na zdjęcia jakiegoś interesującego opuszczonego budynku. Lubię nietypowe miejsca, bez natłoku turystów, nigdy nie byłam w Niemczech na dłużej niż parę godzin przy granicy, więc się zgodziłam.
Spakowałam niezbędne rzeczy, w tym śpiwór, bo plan zakładał, że być może przyjdzie nam nocować w tych ruinach. Było jeszcze lato, więc pomysł nie wydawał się zły, miałam tylko wątpliwości co do kwestii bezpieczeństwa. Nie wiadomo, kto się może w takim miejscu kręcić, nie chciałabym dostać w łeb we śnie. Zostało już kilkanaście minut do pociągu, którym miałam dojechać do Wrocławia, a stamtąd już razem mieliśmy jechać samochodem do Niemiec. Chciałam już wyłączyć komputer, ale w ostatniej chwili znajomy napisał, że jeden z uczestników wyprawy się wykruszył. Mielibyśmy więc jechać tylko ja, on i jakaś jego znajoma.
Cały pomysł od początku wydawał mi się dość wariacki, ale robiłam w życiu już różne wariackie rzeczy, zdążyłam się przyzwyczaić. Chociaż propozycja wyjazdu do Niemiec kojarzyła mi się trochę z handem żywym towarem, miałam nadzieję, że nie skończę w burdelu albo bez nerek. W końcu miałam jechać ze znajomymi, którzy naprawdę zajmują się fotografią. Poza tym jeśli to miałaby być tylko przynęta, wybraliby raczej coś innego niż opuszczone ruiny:) Miało jechać dwóch facetów, z czego jednego znałam krócej, ale wcześniej byliśmy na podobnej wyprawie i sprawiał wrażenie odpowiedzialnego. Kiedy zrezygnował, nie miałam nawet czasu do namysłu, bo zaraz miałam pociąg. Odpuściłam sobie ten wyjazd, bo od początku był dość dziwny, trochę ryzyka od czasu do czasu jestem w stanie znieść, ale nie lubię misji samobójczych. Trochę żałowałam, bo prawdopodobnie nigdy tam sama nie pojadę.
Żal szybko jednak minął, gdy od koleżanki dowiedziałam się przypadkiem, jaki plan mieli ci moi znajomi. Otóż wymyślili sobie oni, że zrobią w tych ruinach sesję z modelką w sukni ślubnej. Mieli modelkę, mieli suknię, ale w ostatniej chwili dziewczyna się wycofała. Wpadli więc na genialny pomysł, że mnie ubiorą w tę suknię. Prawdopodobnie i tak bym się w nią nie zmieściła, ale rozłożyła mnie na łopatki sama idea wystrojenia mnie w takie coś. Tym bardziej, że nie jestem specjalnie fotogeniczna i jeśli mogę, unikam zdjęć. A tu pewnie musiałabym pozować parę godzin, wkurzając siebie i wszystkich dookoła.
W ten oto sposób niewiele brakowało, a zostałabym panną młodą w jakichś niemieckich ruinach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz