wtorek, 8 października 2013

Богословское кладбище - cmentarz Bogosłowski

Chociaż tymczasowo mam już trochę dość cmentarzy, w Petersburgu oczywiście nie obyło się bez wizyty na grobie Wiktora Coja, muzyka znanej rosyjskiej grupy Kino. Można dojechać tam normalnym miejskim autobusem lub trolejbusem, ale my postanowiliśmy przejechać się kilka stacji elektryczką. 
Wysiedliśmy na stacji Piskariowka.
Cmentarz sąsiaduje z szarym komunistycznym osiedlem. I ze szpitalem, z czego trochę żartowaliśmy, że jak ktoś się przekręci, to przynajmniej będzie miał blisko:) Przy wejściu do cmentarza zobaczyliśmy niebieski kiosk. A właściwie to cmentarny punkt informacyjny umieszczony nie wiadomo czemu w kiosku.
Nie dziwi mnie, że informacja była zamknięta, bo naprzeciwko znajduje się schemat całego cmentarza. Dzięki temu większość odwiedzających obywa się pewnie bez pomocy osób trzecich. Co nie zmienia faktu, że żeby znaleźć grób Coja, musieliśmy pytać po drodze co najmniej kilka napotkanych osób.
Tuż obok kiosku informacyjnego jest studnia w nietypowym, trójkątnym kształcie.
Zanim dotarliśmy na mogiłę Coja, mijaliśmy po drodze wiele interesujących nagrobków, w Polsce raczej niespotykanych. U nas większość jest na jedno kopyto.
Na cmentarzu Bogosłowskim większość płyt nagrobnych ozdobiona jest jakimś wizerunkiem zmarłego, często informuje tez o jego profesji.
U nas czasem też się spotyka takie malunki, ale zwykle jest to po prostu twarz, często zresztą dość nieudana. A w Rosji pojawiają się popiersia albo nawet cali ludzie od stóp do głów. Często w charakterystycznym stroju.
W Polsce jak dotąd czegoś takiego nie widziałam.
Zupełnie przypadkiem trafiliśmy też na grób Siergieja Bogajewa z zespołu Obłacznyj kraj, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam.
Na tej samej alei w końcu zobaczyliśmy cel naszej wyprawy, czyli grób Wiktora Coja.
Dookoła było pełno kwiatów i zdjęć.
Niektórzy za pomnikiem zostawiają na pamiątkę różne rzeczy, np. wieszają na ogrodzeniu bransoletki. Widać też, że nie którzy wznosili toast na cześć Coja, bo stoją tam też kubeczki z pozostałością różnych trunków:)
My też się nie wyróżnialiśmy. Po wysiadce na stacji przechodziliśmy koło sklepu i spontanicznie postanowiliśmy kupić portwein, zgodnie ze słowami jednej z piosenek Coja "mama anarchia, papa stakan portweina". Zapłaciliśmy za to cudo chyba ponad 60 rubli, czyli ok. 6 zł. Dobrze, że kupiliśmy do tego colę, bo nie dało się tego pić:) Po kilku symbolicznych łykach, wzniesieniu toastu i odsłuchaniu "Kukuszki" zostawiliśmy prawie pełną butelkę, do której włożyliśmy kwiatki.
Jak się później dowiedzieliśmy od Rosjan, trunek ten bywa przez nich często nazywany 3 siekierami, ze względu na kształt 3 siódemek na etykiecie. Podobno studenci geografii katują go na wszystkich wyjazdach. Co kto lubi:)
Udaliśmy się w drogę powrotną. Po drodze mijaliśmy kolejne nietypowe nagrobki.
Na jednym z nich było normalne kolorowe zdjęcie w ramce!
Inny z kolei przypominał mi trochę dementora. Tyle, że był biały, a nie czarny.
Tak naprawdę to płacząca dziewczynka, skrywająca twarz w dłoniach.
Kolejny zaskakujący pomnik to nagrobek małego dziecka z wygrawerowanym jego wizerunkiem pod którym leżało zdjęcie, które najprawdopodobniej posłużyło za wzór kamieniarzowi.
Zdziwiło mnie też, że ktoś na tym cmentarzu trzyma psy. I to nie jednego czy dwa, ale aż cztery. Leżały sobie spokojnie i drzemały za ogrodzeniem.
Wychodząc już, natknęliśmy się na małą narysowaną koparkę.
Okazało się, że z drugiej strony jest więcej zabawek, i to prawdziwych.
Niedaleko znajdowała się też rzeźba kobiety, którą można było zobaczyć na zdjęciu obok.
Spora część cmentarza wygląda na dość zapomnianą, zwłaszcza jeśli nie są to główne aleje.
Wiele nagrobków przypomina mi kształtem kołyski albo łóżeczka dla małych dzieci, chociaż są tam pochowani dorośli ludzie.
Prócz rysunków twarzy czy zabawek, widzieliśmy też np. katedrę.
Do hostelu wróciliśmy ponownie elektryczką, niestety jednak pomyliliśmy perony i pierwszy pociąg zdążył nam odjechać, musieliśmy czekać na kolejny.
Jeśli ktoś jest fanem Wiktora Coja, miejsce jego pochówku uważam za obowiązkowy punkt wizyty, podobnie jak kotłownię Kamczatkę (do której niestety nie dotarliśmy). Jeśli ktoś nie słyszał o grupie Kino, to niekoniecznie znajdzie dla siebie coś ciekawego na tym cmentarzu, tym bardziej, że jest on dość oddalony od centrum.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz