I byle nie pozrywać strun

Czas przedstawić, co w mojej duszy gra. Od razu zastrzegam, że na muzyce się nie znam, słoń mi nadepnął na ucho, a gitara smętnie stoi w kącie.

Lao Che - odkąd dowiedziałam się o ich istnieniu, mam wszystkie ich płyty. Najbardziej lubię "Gospel", bo np. do "Guseł" albo "Powstania Warszawskiego" muszę być w odpowiednim nastroju. Bardzo podoba mi się to, że każdy ich krążek różni się od poprzedniego. Niecierpliwie czekam na kolejny, piąty dysk zespołu. Mała próbka możliwości (każda piosenka pochodzi z innej płyty):
 
Leningrad - zarówno w wersji rosyjskiej jak i polskiej (we Wrocławiu przygotowano spektakl z tłumaczeniami grupy z Petersburga w wykonaniu Mariusza Kiljana i Tomasza Marsa).
Po rosyjsku:

Po polsku:

TEAM - słowacki zespół rockowy, który w początkach swojej kariery śpiewał po esperancku:

Robert Kasprzycki - znajomi śpiewali jego piosenki i wreszcie poznałam autora. Lubię zwłaszcza koncertowe wykonania np. "Niebo do wynajęcia" po rosyjsku lub kabaretowy "Unplaggiat", czyli fragmenty "Pana Tadeusza" na melodię "Smells like teen spirit":

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz