Oto dowód, że świat jest mały i nigdy nie wiadomo, kogo można spotkać przypadkiem.
Robiliśmy sobie grupowe zdjęcie obok grobu Immanuela Kanta przy katedrze kaliningradzkiej. Postanowiliśmy poprosić o jego wykonanie kogoś z przechodniów, tak żeby wszyscy byli widoczni na fotografii. Jakimś dziwnym trafem padło akurat na pana, który był Polakiem. Ucieszył się, widząc rodaków. Powiedział, że jest z Wałbrzycha, ale od wielu już lat mieszka w Niemczech. Nie pamiętam już, w jakim języku mówiła jego żona, czy była Polką, Niemką, czy może Rosjanką. Później jeszcze kilka razy spotkaliśmy się, spacerując po mieście.
Nigdy wcześniej bym nie przypuszczała, że w Kaliningradzie spotkam wałbrzyszanina z Niemiec, rozmawiającego po polsku z Rosjanami przy grobie niemieckiego filozofa. Uwielbiam takie przypadkowe spotkania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz