W dzisiejszej notce zdjęcia z najważniejszej części miasta, przedstawiające najciekawsze i najładniejsze budynki i kamienice.
Większość z nich jest siedzibami różnych instytucji, często można zauważyć herby państwowe lub powiewające na wietrze słowackie flagi.
Flagi można zauważyć nie tylko na państwowych budynkach, ale też w oknach zwykłych mieszkań, również na blokowiskach.
Jednocześnie można też zobaczyć też elementy zupełnie współczesne, np. coś w rodzaju graffiti na całkiem ładnej kamienicy, możliwe, że niedawno po remoncie. Trudno powiedzieć, czy te ludzkie sylwetki to zaplanowana akcja za zgodą właściciela domu czy samowolka ulicznych artystów.
Na głównym miejskim placu znajduje się fontanna z napisem Martin, powstała chyba w ostatnich latach.
Tak fontanna wygląda z drugiej strony. Myślałam, że te pionowe strużki to tylko spływająca woda, ale gdy podeszłam bliżej okazało się, że to metalowe pręty, po których ścieka niewielka ilość wody. Trudno to zauważyć, bo pokryły się nalotem, prawdopodobnie kamieniem, takim jaki pojawia się w czajnikach.
Cały plac wydaje się być świeżo po remoncie. Sprawia wrażenie dość zadbanego. Można przysiąść sobie na ławce i odpocząć, ciesząc oko ładnym widokiem.
Niedaleko fontanny swoją siedzibę ma teatr. Po kilku wizytach w Czechach i Słowacji przyzwyczaiłam się już do tej nazwy, ale niektórych Polaków może dziwić lub śmieszyć "Slovenské komorné divadlo".
Budynek teatru ma całkiem interesującą formę, zwraca na siebie uwagę.
Sąsiaduje z nim intensywnie żółta kamienica z czerwono-brunatnym napisem "Národný dom Martin" i dwoma kamiennymi figurami przy wejściu.
Plac z fontanną i teatrem wygląda dość dziwnie ze względu na nowoczesne elementy, które moim zdaniem nie do końca komponują się ze starymi kamienicami. Nie wiem, jaką funkcję pełnią te zielonkawe kolumny i ta przeszklona bryła ze schodami, ale mi one w tym miejscu zupełnie nie pasują.
Uważam, że miasto powinno podkreślać raczej swoją długą historię. Podobały mi się np. napisy, raczej stylizowane na wiekowe niż naprawdę stare.
Najważniejsze, że wpadają w oko i dzięki nim łatwiej było mi odnaleźć drogę. Nie potrzebowałam mapy, bo widząc te napisy, od razu orientowałam się, gdzie jestem. Pomogło mi to zwłaszcza, gdy musiałam szybko dostać się na dworzec.
Ładnych, zdobionych budynków jest w Martinie całkiem sporo. Większość z nich została niedawno odnowiona.
Niektóre jeszcze czekają na remont.
Inne mają się dobrze, wystarczy zerknąć chociażby na restaurację "Česká hospoda". Swoją drogą, trochę mnie zdziwiło, że Słowacy mają u siebie zapotrzebowanie na czeską knajpę. Przecież nie mają do granicy tak daleko, poza tym właściwie u siebie mają prawie wszystko to samo, co w Czechach. Takie samo piwo, smażony ser, słodycze czy Kofolę można kupić w obu państwach. Nie zauważyłam większych różnic. No może słowackie haluszki nie są tak dostępne po czeskiej stronie, a Słowacy jedzą mniej knedlików.
W niektórych obiektach prace remontowe jeszcze się nie skończyły. Budynek Słowackiego Muzeum Narodowego w Martinie otoczony jest jeszcze kopcami piasku. Niestety nie widać tego na zdjęciu, ale po prawej stronie było w ścianę wmurowane popiersie Andreja Kmeťa, jeśli dobrze pamiętam. Przykryte jeszcze folią i czekające prawdopodobnie na oficjalne otwarcie.
Oprócz tych bardziej zabytkowych miejsc, jest w Martinie wiele nowych, współczesnych konstrukcji. Przede wszystkim centrów handlowych lub firm.
Ja wolę jednak tradycyjne budynki, które zwykle są niepowtarzalne i mają swój urok. Teraz już nie dba się tak bardzo o szczegóły.
Spodobała mi się zwłaszcza siedziba polikliniki, ukryta za ogrodzeniem i otoczona zielenią. Przydałoby się jej jednak malowanie, bo farba już się łuszczy i odpada. To chyba sanatorium dla dzieci, jeśli dobrze zrozumiałam.
Na teraz to tyle, pozostałe zdjęcia pojawią się tu w kolejnych dniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz