Historia zasłyszana, ale jestem skłonna w nią uwierzyć. Opowiedziała mi ją koleżanka, która tam pracowała. Jeśli któś jest wrażliwy i akurat je obiad, albo jeszcze gorzej, pije sok porzeczkowy, lepiej niech tego nie czyta.
Przedsiębiorstwo przetwórstwa owoców i warzyw. Koleżanka pracowała na taśmie przy czarnej porzeczce, z której później powstawał koncentrat, na podstawie którego powstają wszystkie soki dostępne w sklepach. Na taśmie lądowały gałęzie z porzeczkami plus dodatkowe przedmioty. Nawet mimo starań pracownicy nie byli w stanie wyłowić wszystkiego, co przypadkiem lub celowo znalazło się w tych transportach. Nie mogli dłużej niż na kilka sekund zatrzymać taśmy, a warstwa owoców i "dodatków" była gruba na kilkadziesiąt centymetrów. Koleżanka nie mogła uwierzyć, że z tych śmieci, które tam przyjeżdżają, naprawdę powstaje sok i do dzisiaj nie pije soku porzeczkowego, choć minęło już parę lat. Oto krótka lista tego, z czego oprócz porzeczki powstawał koncentrat w tej fabryce:
- gałęzie
- butelki
- niedopałki papierosów
- ptasie gniazda
- martwe ptaki
- głowy martwych ptaków lub ptasie tułowia bez głów
Od usłyszenia tej opowieści minęło już parę dni, ale ochota na sok porzeczkowy u mnie nie wróciła i obawiam się, że może nigdy nie wrócić. Teraz, kiedy widzę go w sklepie, od razu przypominają mi się te ptasie gniazda i martwe ptaki, które mogę za chwilę wypić. Ohyda!
Z góry przepraszam, jeśli ktoś właśnie pił i opluł sobie monitor albo zalał klawiaturę, ale uprzedzałam wcześniej, że wrażliwi nie powinni czytać tego tekstu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz