Harcerski Rajd Głuchołazy w 2008 roku. Wszystko było fajnie do momentu, w którym dowiedzieliśmy się, że moja drużyna nie ma opłaconego udziału w rajdzie. Dotyczyło mnie to osobiście, ponieważ byłam skarbnikiem i pamiętałam, że na pewno zapłaciliśmy. Sprawa utknęła gdzieś wyżej na poziomie hufca i nie zależała od nas. Mimo wszystko popsuło mi to humor, cały dzień chodziłam jak struta.
Zauważył to drużynowy pewnej zapoznanej na rajdzie jednostki. Kiedy kładliśmy się spać, a ja byłam już w swoim śpiworze, usiadł obok z gitarą i zaczął śpiewać. W przerwie między piosenkami zapytałam, dlaczego to robi. Według niego wyglądałam tak smutno, że postanowił zaśpiewać mi kołysankę, aby poprawić mi nastrój. Było to bardzo miłe, niespodziewane i rzeczywiście poczułam się lepiej. Należy tutaj dodać, że wcześniej się nie znaliśmy i że ten drużynowy był około 20 lat ode mnie starszy. Dobrze, że czasem jeszcze zdarzają się takie bezinteresowne gesty.
Do tej pory przypomina mi się ten moment, gdy usłyszę piosenkę "Jesień idzie", którą poznałam właśnie wtedy w jego wykonaniu:
Ale cóż, oni żyli najdłużej
Mieli swoje staruszkowe zasady
I wiedzieli, że prędzej czy później
Jesień przyjdzie, nie ma na to rady
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz