wtorek, 21 sierpnia 2012

Plecak zapinany na spinacze

Obóz wędrowny Bieszczady, 2006 rok.

Był to mój pierwszy obóz wędrowny, pierwszy wyjazd z dużym plecakiem. Do tej pory rzadko podróżowałam, a na kolonię spakowałam rzeczy do torby. W związku z tym nie miałam swojego plecaka, musiałam pożyczyć od babci.

W dniu wyjazdu pakowałam ostatnie rzeczy, upychałam, co się dało. Plecak nie miał troków, więc nie było jak przytroczyć karimaty. Znalazłam na to sposób i przywiązałam ją jakimś sznurkiem, chyba nawet była to zwykła sznurówka do glanów, jeśli dobrze pamiętam. Cieszyłam się, że wszystko się jakoś pomieściło.

Niestety w ostatnim momencie przy zapinaniu plecaka zepsuł się zamek błyskawiczny od górnej klapy. Nie miałam pojęcia, co zrobić. Przecież nie mogłam jechać z otwartym plecakiem (tym bardziej, że nawet komin miałam wypchany), a nie było już czasu na szukanie jakiegoś opakowania zastępczego:)

Przyparta do muru wymyśliłam rozwiązanie tymczasowe, które przetrwało te prawie 2 tygodnie w Bieszczadach - połączyłam klapę z resztą plecaka przy pomocy agrafek. W domu miałam tylko kilka, więc przerwy między nimi były zbyt duże, dalej mogłam w trasie stracić część mojego wyposażenia. Odkryłam wtedy, że mogę użyć do tego celu również odpowiednio spreparowanych spinaczy - powyginałam je w odpowiednie kształty i przymocowałam do plecaka. Wyglądało to tragicznie, ale przynajmniej spełniało swoją funkcję i bez większych przeszkód mogłam hasać po bieszczadzkich połoninach:) Niczego nie zgubiłam, ani nic mi nie zamokło. Od czasu do czasu musiałam tylko na nowo przywiązywać odwiązującą się bez przerwy karimatę:)

Niedługo później kupiłam swojego wymarzonego dużego Grota, który służy mi do dziś. Na szczęście do zapinania klapy służą klamry, a nie zamek. Klamry zdążyłam już kilka razy połamać, np. przydeptując albo zahaczając o ławkę, ale bez większych problemów mogłam je wymienić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz