sobota, 9 listopada 2013

W pogoni za muflonami

Jeszcze kiedy chodziłam do szkoły dowiedziałam się, że w pobliskich lasach żyją muflony, dzikie owce sprowadzone z Korsyki kilkadziesiąt lat temu. Nigdy nie widziałam ich na żywo na wolności. Dowiedziałam się jednak, że kolega widział ostatnio całe stado i to już któryś raz w tym samym miejscu. Obiecał zaprowadzić tam mnie i koleżankę.

W sobotę rano z trudem spotkaliśmy się o 8 i ruszyliśmy w las. Przeszliśmy koło ruin zamku, a później zeszliśmy ze szlaku i kolega poprowadził nas po znanych sobie ścieżkach. W około godzinie marszu dotarliśmy na miejsce - skaliste urwisko. Niestety nie było tam ani jednego muflona. Najwidoczniej wybrały sobie akurat w tym momencie inne miejsce. Lekko zawiedzeni wróciliśmy inną drogą. Przy okazji stłukłam sobie kolano, na szczęście nie było to chyba nic poważnego, bo już przestaje boleć.

Tym razem muflonów nie było, ale znam już miejsce, gdzie można na nie trafić, więc może na następnej wyprawie bardziej mi się poszczęści. Dzikich owiec nie było, widziałam za to parę innych ciekawostek.

Pierwsza to kamienno-drewnanie schronienie z miejscem na ognisko. Nie wiem, czy ktoś to wybudował tylko po to, żeby przyjść i posiedzieć przy ogniu czasem, czy zamierza tutaj zamieszkać. Wygląda to całkiem porządnie.


Inna rzecz, która mnie zaciekawiła, to rysunek na jednym z drzew. Jestem przekonana, że gdzieś już coś podobnego widziałam, ale nie wiem gdzie. I nie wiem, co to oznacza. Jeśli miałabym strzelać, obstawiałabym jakieś słowiańskie symbole, może rodzimowiercy przeszli się do lasu i postanowili zaznaczyć swoją obecność. To by miało jakiś sens, bo normalnie graffiti widzi się raczej w miastach, a nie w środku lasu.


Chyba to drzewo dołączy do mojej kolekcji niewyjaśnionych zagadek. Może jeszcze gdzieś przypadkiem natknę się na podobny symbol i dowiem się, co to jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz