piątek, 9 sierpnia 2013

Zagubiony Azjata

Zwykle tak nie szaleję, dodając po dwie notki dziennie, ale ta historia już długo za mną chodzi. Kiedy jechałam ostatnio do Martina, w nocy miałam przesiadkę w czeskim Bohuminie. Przyjechałam tam chyba jakoś około północy, a pociąg na Słowację miałam dopiero 2:43. Musiałam coś z sobą przez te 3 godziny zrobić. 
Ponieważ jechałam zupełnie sama, a miałam masę tobołów, w tym laptopa, najważniejsze było nie zasnąć. Kręciłam się więc po całym dworcu i robiłam zdjęcia (wkrótce się tu pojawią). Normalne kasy były zamknięte, a kasjerka siedziała teraz w zupełnie innej kanciapie obok kiosku i jakiegoś baru. Kupiłam bilet, próbowałam wymienić pieniądze (w bohumińskiej kasie kolejowej jest od razu kantor), ale się rozmyśliłam. W międzyczasie w poczekalni zaczęli się zbierać ludzie. Paru żuli i jakaś rodzina z dzieckiem, które od czasu do czasu płakało. Chyba około godziny 1 lub 2 przyjechał pociąg z Warszawy, z którego wysiadło dużo cudzoziemców. Część czekała później ze mną na następny pociąg. Były też jakieś młode dziewczyny z Polski, które jechały prawdopodobnie na jakiś festiwal. Oprócz tego pojawiło się paru Azjatów. Ja dalej przechadzałam się od poczekalni do tablicy odjazdów i z powrotem. Tak, żeby mieć cały czas bagaże na widoku. 
W którymś momencie podszedł do mnie Azjata z mapą. Obok stała jego koleżanka. Wydaje mi się, że to mogli być Chińczycy, ale nie jestem dobra w odróżnianiu mieszkańców tamtej strony świata:) Chłopak po angielsku zapytał mnie, w jakim jest kraju. Mnie lekko zamurowało, bo nie wiedziałam, czy żartuje, czy serio pyta. Zanim wysiadł z pociągu nie sprawdził co to za stacja? Powiedziałam mu, że jest w Czechach i zapytałam, czy mu to pasuje, czy powinien być gdzie indziej, czego dokładnie szuka. Na szczęście chyba wszystko było w porządku, bo tylko się uśmiechnął i wrócił do swojej przyjaciółki.
Nie wiem, jak oni się w Europie znaleźli, ale jakbym miała zamiar jechać na drugi koniec świata, to bym raczej wszystko sobie rozpisała w najdrobniejszych szczegółach i kontrolowała ciągle trasę. Podziwiam za odwagę, że pojechali tak w ciemno. Albo przynajmniej sprawiali takie wrażenie niezorientowanych. Mam nadzieję, że bezpiecznie i bez przeszkód dotarli do celu:)

1 komentarz: