Razem z dwiema koleżankami wymyśliłyśmy sobie, że pojedziemy autostopem do Pragi, bo żadna z nas jeszcze tam nie była. Pogoda nam dopisała, myślałyśmy, że dotrzemy tam bez problemów. Niestety, nie wzięłyśmy pod uwagę kilku niesprzyjających czynników, tzn.:
- długi weekend, czyli mniej samochodów na drogach, a jeśli już, to wypakowane rodzinami z dziećmi,
- 2 rajdy autostopowe, które zahaczały o Pragę (jeden z Wrocławia do Rimini we Włoszech, a drugi z Sopotu, ale nie pamiętam już gdzie).
Wystartowałyśmy rano z Wałbrzycha, dojechałyśmy do Golińska, do Meziměstí i Kudowy-Zdroju, bo akurat takie samochody nam się trafiły. Tu straciłyśmy sporo czasu, bo para, która nas wzięła, nie znała drogi i jechała z GPSem, który bardziej przeszkadzał niż pomagał. Z Kudowy dojechaliśmy do miejscowości Česká Skalice. W międzyczasie spotykałyśmy lub mijałyśmy wiele grup ścigających się w jednym z tych rajdów autostopowych. Wszyscy myśleli, że my też bierzemy udział.
Próbowałyśmy łapać stopa z przystanku, ale mijało dużo czasu i nikt się nie zatrzymywał. Zaczęłyśmy już nawet szukać autobusu albo pociągu do Pragi, bo robiło się późno. Jednak po dłuższej chwili zastanowienia stwierdziłyśmy, że straciłyśmy już tyle czasu przez tę objazdową trasę do Kudowy, że zanim dojedziemy do Pragi i wrócimy, możemy nie zdążyć przed końcem długiego weekendu i opuścić zajęcia na uczelni. W związku z tym nasze żeńskie grono podjęło męską decyzję, że nocujemy tu, gdzie jesteśmy i następnego dnia wracamy do domu.
Znalazłyśmy kemping, na którym udało nam dogadać bez problemu. Czesi mówili po czesku, my po polsku, ale wszystko było jasne:) Trochę tylko wystraszył mnie dziadek z wiatrówką, bo nie do końca rozumiałam, o czym mówi i czy to tylko prezentacja broni, czy może jakieś groźby pod naszym adresem. Na szczęście miał pokojowe zamiary.
Zajęłyśmy sobie miejsce i rozstawiłyśmy namiot. Okazało się, że w pobliżu nocuje sporo Polaków, bo było ich dość wyraźnie słychać. Nasz namiot, ochrzony przez nas dawno temu Glutem, wyglądał tak:
Zrobiłyśmy sobie wieczorny spacer po mieście, które okazało się całkiem ładne. Na naszym kempingu było nawet jakieś jeziorko. Następnego dnia obejrzałyśmy miasto za dnia, kupiłyśmy wielkie lody w Penny, odpowiedniku naszej Biedronki, nawet w tych samych kolorach:)
Wróciłyśmy czeskimi pociągami, jeśli dobrze pamiętam, jakoś cudem ogarnęłyśmy, że musimy się przesiąść. Konduktor coś do nas krzyczał, ale my jakoś nie doszłyśmy, o co mu chodzi. Później łapałyśmy stopa od granicy na Kłodzko. Zdążyłyśmy do domu na czas, poznałyśmy ciekawe czeskie miasto. Tylko niestety do tej pory nie byłam jeszcze w Pradze. W dalszym ciągu jedyną Pragą, jaką widziałam, jest dla mnie:
Zaszalałam ze zdjęciami, bo to jeden z niewielu wyjazdów, z którego w ogóle posiadam jakiekolwiek zdjęcia:)
Jeziorko nazywa się Roskosz, i jest całkiem pokaźne, jak je widziałam we wtorek... Kiedy robimy powtórkę? :D
OdpowiedzUsuńJa jestem na powtórkę jak najbardziej chętna:D Ale co masz na myśli? Znowu do Pragi czy znowu do Česká Skalice?:)
UsuńNo Praga! A jak nie wyjdzie to znów Czeskie Skalice!
OdpowiedzUsuń