piątek, 18 kwietnia 2014

Węgorz i gaśnica

Niedawno wybrałam się sama pociągiem do Białegostoku. Niestety prawie wszystkie połączenia wiążą się z kilkoma przesiadkami, wybrałam więc pociąg nocny, w którym musiałam się przesiąść tylko rano w Warszawie.

Z Wałbrzycha do Wrocławia jechałam zupełnie sama w przedziale, mogłam się więc położyć i trochę zdrzemnąć. Ale we Wrocławiu dosiadło się wielu ludzi. W tym kilka osób do mojego przedziału. I to jakich osób. Przez korytarz przeszło kilku napakowanych facetów w dresach, ale minęli mnie i poszli dalej. Za chwilę jednak się wrócili i okazało się, że mamy miejsca razem. Ja i czterech łysych karków.

Początkowo byłam trochę wystraszona, bo nie wyglądało to na najlepsze towarzystwo. Na szczęście na samym początku jakoś do mnie zagadali, coś tam pożartowali, więc stwierdziłam, że może nie będzie tak źle. Jeden nawet podał mi rękę i się przedstawił. Za chwilę wyciągnęli wódkę i proponowali mi wspólne picie, ale stwierdziłam, że w tej sytuacji nie będzie to zbyt bezpieczne. Wymówiłam się daleką drogą, która była jeszcze przede mną. Za jakiś czas do naszego przedziału dosiadła się 18-letnia dziewczyna, która jechała tylko kilka stacji, ale zdążyła z nimi wypić parę kielonków, bo oczywiście jej też zaproponowali wspólną biesiadę. Specjalnie dla niej wyjęli z torby kubki, bo sami pili z gwinta, ale stwierdzili, że kobieta to jakoś tak bardziej kulturalnie musi. Jechali do Lublina na imprezę, zapraszali nas, żeby z nimi też jechać, ale nie skorzystałyśmy z propozycji.

Po jakimś czasie dosiadł się do nas młody chłopak w garniturze. Gdy otworzył drzwi przedziału i powiedział, że ma u nas miejsce, moi współpasażerowie próbowali go odstraszyć, żeby tu nie siadał, ale on się nie dał i zajął miejsce obok mnie. Po kilku pytaniach okazało się, że jedzie do Warszawy na szkolenie, zajmuje się dyplomacją i zaprasza nas do Moskwy. Kibice przezwali go Poseł i nazywali go już tak do końca trasy. Oczywiście też zaproponowali mu wódkę, a on z oferty skorzystał.

Faceci byli kibicami, jechali chyba na mecz, ale nie chcieli mi zdradzić szczegółów, gdy pytałam. W przedziale szybko zrobił się syf, bo wylała im się wódka i wysypały paluszki. W międzyczasie mówili między sobą coś o czosnku i węgorzu. Za jakiś czas jeden z nich wyciągnął mały woreczek z czymś białym w środku i wysypał trochę na półkę pod oknem. Zrobił z tego kreskę i podzielił się z kolegą, pozostała dwójka nie chciała. Byłam w szoku, nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. A Poseł zaczął dopytywać o ceny rynkowe:) Domyśliłam się, że "węgorz" w slangu to kreska.

Podczas postoju na jednej ze stacji jeden z chłopaków zobaczył stojących na peronie sokistów. I zaczął się do nich drzeć przez okno. Zero mózgu:) Twierdził, że oni do pociągów nie wchodzą, na pewno zostaną na peronie i nie przyjdą. Mylił się srodze, bo po jakimś czasie przyszli we trójkę i upomnieli ich, że jest cisza nocna i są za głośno. Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, faceci zaczęli ich wyzywać.

Jeden chłopak wyciągnął plik wlepek i nakleił jedną na okno. Stwierdził, że rozda część swoim kolegom. Poseł też poprosił o kilka i dostał:) Trochę też mnie korciło, żeby poprosić i mieć taką pamiątkę, ale w końcu tego nie zrobiłam.

W którymś momencie temat zszedł na Annę Grodzką, której oni nie uznawali za kobietę. Jednocześnie jeden z nich cały czas sypał do swojego kolegi tekstami "ale masz zgrabny tyłek" itp. Miał żonę, dzieci itp., więc gejem raczej nie był. Co ciekawe, swoją niedawno narodzoną córkę nazwał Inka na cześć Danuty Siedzikówny, jednej z tzw. żołnierzy wyklętych. Inny z nich miał wytatuowaną husarię.

Później jeden z nich poszedł do toalety. Ale nie wrócił z pustymi rękoma. Przyniósł do naszego przedziału gaśnicę ukradzioną gdzieś na korytarzu. Koledzy kazali mu to schować gdzieś. W międzyczasie dowiedziałam się, że to, co dwójka z nich wciągnęła, wcale nie kopie i towar był chyba jakiś trefny. Całe szczęście, bo już się zaczynałam bać, co by było, gdyby działał. W dodatku inny przyznał się, że bierze jakieś prochy na uspokojenie, bo ma nerwicę i może im pożyczyć, też nieźle kopie podobno.

W połowie trasy skończyła im się wódka, nie mieli też popitki. Planowali wyskoczyć na jednej ze stacji po zakupy, ale nigdzie nie staliśmy tak długo. Jeden z nich zaoferował się, że na Warszawie Wschodniej skoczy do sklepu, a reszta próbowała go przekonać, że to nie ma sensu, bo tam nie ma żadnego sklepu w okolicy i nie zdąży wrócić do pociągu. Wymyślili, że może Poseł, który wysiada w Warszawie kupi im wódkę albo jacyś jego koledzy, którzy będą go odbierać. Ostatecznie pomysł umarł i nie wiem, co zrobili.

Ja z Posłem wysiadłam w Warszawie, oni pojechali dalej. Okazało się też, że mamy z Posłem wspólnych znajomych. Jaki ten świat mały:) To była chyba moja najdziwniejsza kompania w pociągu, jakiej do tej pory doświadczyłam. Właściwie nie czułam się jakoś bardzo zagrożona, bo nie do końca do mnie docierała realność tej sytuacji. Nie wyobrażałam sobie, że można sobie wciągnąć krechę w przedziale, a później jeszcze na własne życzenie sprowadzać sobie na kark sokistów:) Chłopacy byli mili, przez większość czasu żartowali, więc nie czułam bezpośredniego zagrożenia. Trochę się bałam, kiedy zaczęli się między sobą kłócić i wytykać sobie jakieś nieciekawe sytuacje z przeszłości, bo nie wiedziałam, jak to się może skończyć. Na szczęście w porę się opamiętali.

To było dla mnie zderzenie z zupełnie innym środowiskiem. Mimo różnicy poglądów, wszystko przebiegło w miarę pokojowo całe szczęście. Mam nadzieję, że tak było aż do Lublina i że nikomu nie zrobili po drodze krzywdy. Obserwacja ich zachowania trochę mnie wciągnęła. Momentami mówili całkiem ciekawie, wydawało mi się, że mamy jakieś wspólne płaszczyzny porozumienia. Ale za chwilę robili coś takiego, czego kompletnie nie mogła zaakceptować. Nie wiedziałam, co zrobić. Bo z jednej strony nie godziłam się na łamanie prawa, ale z drugiej strony niewiele mogłam zrobić. Gdybym cokolwiek zrobiła, później mogłabym pewnie stracić zęby, wolałam z takimi ludźmi nie zadzierać. Jednocześnie żartowali, np. śmiali się, że jadę z takim wielkim plecakiem, bo pewnie węgiel przemycam na Podlasie:) Było więc miło i sympatycznie, ale było to trochę podszyte grozą. Na wszelki wypadek wolałam śmiać się ze wszystkich żartów:) I bałam się, że może będę musiała się z nimi napić, żeby mnie nie wzięli za konfidenta czy coś, ale w końcu dali mi spokój. Wystarczyło im chyba, że napiła się z nimi tamta dziewczyna i Poseł, zresztą wódka szybko się skończyła.

Na szczęście do Białegostoku jechałam już w wagonie bezprzedziałowym, większość pasażerów spała. W drodze powrotnej część trasy pokonałam z jednym facetem, a od Warszawy jechałam w przedziale zupełnie sama, więc mogłam się wyspać.

2 komentarze:

  1. haha, pomysł z przemycaniem węgla bardzo mi się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Może powinnam wybadać rynek, chociaż wydaje mi się, że raczej nie byłby to opłacalny interes:)

    OdpowiedzUsuń