czwartek, 25 października 2012

Katalończyk niemówiący po hiszpańsku

Sylwester 2011/2012 w Gdańsku.

Wracałam ze znajomymi pociągiem do Wrocławia, trasa dość długa. Byliśmy właśnie na imprezie esperanckiej i postanowiliśmy przeprowadzić pewien eksperyment. Jeszcze na peronie umówiliśmy się, że ja będę Litwinką, kolega będzie z Katalonii, a trzeci kolega nic nie będzie udawał, bo naprawdę jest Rosjaninem. Chcieliśmy zobaczyć, jak ludzie w przedziale zareagują na obcy język, czy domyślą się, że to esperanto i czy będą próbowali nawiązać z nami kontakt. Podstawowym założeniem było, że nie używamy angielskiego i jeśli będą mówić do nas po angielsku, udajemy, że nie rozumiemy.

Zajęliśmy przedział w grupą kilkorga młodych ludzi, prawdopodobnie już pod studiach. Cały czas rozmawialiśmy między sobą po esperancku. Na początku nie wykazywali zainteresowania, ale po jakimś czasie usłyszeliśmy, że zastanawiają się w jakim języku mówimy. Ich przypuszczenia były dość różne: od albańskiego po grecki. Zwłaszcza kiedy wyjęliśmy karty i zaczęliśmy grać w Uno (często wypowiada się wtedy nazwy kolorów i liczebniki). W pewnym momencie nie wytrzymali i postanowili nas zapytać skąd jesteśmy. Dogadywaliśmy się z nimi na migi, ewentualnie kolega próbował dogadać się z nimi po rosyjsku. Chyba nie mieli wątpliwości, że jestem Litwinką, ale trochę nieostrożnie kolega wybrał sobie kataloński, bo okazało się, że jedna z tych dziewczyn studiowała iberystykę i od razu chciała z nim porozmawiać po hiszpańsku. Kolega wybrnął z sytuacji mówiąc, że mówi tylko po katalońsku i nie zna hiszpańskiego. Nie wiem, czy taka sytuacja jest w ogóle możliwa. Przypuszczam, że nie. W każdym razie nasi współpasażerowie albo uwierzyli w naszą historię albo nie dali po sobie nic poznać, że im coś nie pasuje i nas nie zdemaskowali.

Problemy pojawiały się, gdy któreś z nas dostawało sms albo ktoś do nas dzwonił. Kiedy do kolegi zadzwoniła dziewczyna, na szczęście mógł rozmawiać z nią po esperancku, bo też uczy się języka. Kiedy zobaczyliśmy, że wzbudzamy zainteresowanie, postanowiliśmy zaprosić ich do naszej gry, którą już od jakiegoś czasu obserwowali. Kolega po rosyjsku wyjaśnił im mniej więcej zasady. Ku naszemu zaskoczeniu, po jakimś czasie ludzie ci zaczęli mówić po esperancku nazwy kolorów! Przeszło to nasze najśmielsze oczekiwania. Nie liczyłam, że uda nam się nauczyć przypadkowo spotkanych w pociągu ludzi kilku esperanckich słówek.

Nasz eksperyment zakończył się sukcesem. Oczywiście trochę czyimś kosztem, bo udawaliśmy przed nimi, że nie znamy polskiego ani angielskiego. Ale było to zupełnie nieszkodliwe. Przypuszczam zresztą, że po wpadce z katalońskim mogli się domyślić, że trochę ściemniamy. Podróż upłynęła nam bardzo miło, mogliśmy pograć w karty z zupełnie obcymi ludźmi i zainteresować ich esperantem. Mam nadzieję, że nie mają do nas żalu za to małe udawanie, przypuszczam, że na długo zapamiętają takich nietypowych współtowarzyszy z przedziału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz