Jak już wspominałam, z Kalwarii rozciąga się widok na całą Nitrę i okolicę.
Sprawne oko dostrzeże zarówno starą część miasta, jak i nowe bloki.
No i oczywiście wszechobecne na Słowacji góry i pagórki.
Gdyby nie palące słońce, można siedzieć tam na szczycie i podziwiać godzinami rozpościerające się poniżej miasto.
To, co się rzuca w oczy, to różnorodność krajobrazu. Bo z Kalwarii widać i naturę - góry i lasy, widać też historię - wieże kościołów i stare kamienice, widać nowoczesność - nowe bloki i zakłady przemysłowe, widać też rolnictwo - pola zbóź.
Miałam szczęście do pogody, bo widoczność była świetna, małe domki ciągnęły się aż po horyzont.
Zobor, który góruje nad Nitrą, kojarzy mi się trochę z wulkanem. Albo z filmami, w których występuje samotna góra, a pod nią rozpościera się miasteczko rzemieślników. Ale ani Nitra nie jest Dale, ani na Zoborze nie spotkałam smoka czy krasnoludów:)
Trochę za mało mroczna okolica jak na Śródziemie, bo w tym słońcu wygląda raczej jak Włochy albo Kalifornia.
To widok na Stare Miasto w Nitrze, widoczne są wieże kościołów i zamek.
Do tej pory byłam w kilku słowackich miastach i wszystkie są do siebie podobne moim zdaniem. Położone są górach, zabudowane są głównie komunistycznymi blokami, jedynie w centrum niektóre z nich mają kilka starych kamienic. Nie mają typowych dla moich okolic kwadratowych rynków, ale zazwyczaj podłużne. I centrum miasta jest zwykle szeroka ulica z licznymi kawiarniami i sklepami.
Wydaje mi się, że Słowacja jest mniej ponura niż Polska. Może to kwestia pogody, bo zawsze bywam tam latem. Ale tak czy siak, mam wrażenie, że Słowacy są bardziej pragmatyczni i bardziej potrafią cieszyć się życiem.
Jadąc przez Słowację, co chwilę mija się jakieś fabryki i zakłady przemysłowe.
Zrobiłam jedno zdjęcie panoramiczne widoku z Kalwarii.
Podobne zdjęcie można też zobaczyć na szczycie, razem z opisem poszczególnych interesujących punktów.
Bardzo spodobało mi się, że na szczycie umieszczono też wielki kamień wskazujący strony świata.
Ogólnie zawsze bardzo dobrze czuję się na Słowacji, uwielbiam góry, a w tym kraju ich pod dostatkiem, więc nie mam na co narzekać. Każde słowackie miasto, w którym byłam, było otoczone górami i pagórkami.
A wcale nie byłam w jakichś typowo górskich miastach tatrzańskich, tylko w Martinie, Partizanskim i Nitrze.
Jeśli ktoś lubi góry a nie ma pomysłu na wyjazd, polecam Słowację. Można praktycznie na chybił-trafił wybrać jakieś miejsce i prawie na pewno będą gdzieś tam w okolicy jakieś góry.
I bardzo często na tych górach są jakieś zamki. Jedzie się drogą, a za oknem widać zamek na skale. Czasem też jakiś kościół na skale. Niesamowite krajobrazy.
Nigdy jeszcze nie byłam na Słowacji tak czysto turystycznie, ale kiedyś mam zamiar wreszcie się wybrać, bo bardzo mi się ten kraj podoba. Chciałabym zobaczyć wszelkie atrakcje, które oferuje.
A Słowacy dbają o turystów. Nitra, choć jest mniejszym miastem od mojego, ma mnóstwo kafejek w centrum, w których można coś zjeść lub wypić. A w moim mieście trzeba takich miejsc ze świecą szukać. Podobnie jest z noclegiem.
Jedyny minus to ceny. Na Słowacji jest już euro. Może nie jest jakoś strasznie drożej, ale mimo wszystko trochę czuć w kieszeni różnicę. Zwłaszcza jeśli nie ma się w tej kieszeni zbyt wiele i chce się oszczędzać.
Obiad można zjeść zwykle za 3-5 euro. Jogurt kosztuje 0,40-1 euro. Wstęp na dziedziniec zamkowy w Nitrze - 0,30 euro. Kofola albo Vinea - 0,99-1,29 euro (zależy czy w promocji czy nie). Niby ceny dużo się od polskich nie różnią, ale wydaje mi się, że wydałam więcej niż przez tydzień w Polsce. Fakt, że nie oszczędzałam jakoś szczególnie, ale też np. wzięłam ze sobą część jedzenia z Polski.
Straciłam też chyba sporo na płaceniu kartą, kiedy skończyło mi się już euro wymienione w Polsce, a nie mogłam znaleźć czynnego kantoru, bo w weekend nic nie działało.
Polecam Słowację, bo jest pięknie.