Od paru dni z narastającym przerażeniem oglądam relacje z kijowskiego Majdanu. Sytuacja wydaje się być beznadziejna, można wybrać jedynie mniejsze zło. A wszystko zaczęło się od niepodpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Miało się to stać na szczycie UE w Wilnie. Moja ostatnia wizyta w litewskiej stolicy, którą tu od jakiegoś czasu relacjonuję, odbyła się właśnie zaraz po tym feralnym szczycie. W związku z ówczesną sytuacją śledziłam ślady poparcia dla Ukraińców. Nie miałam jeszcze pojęcia, że sytuacja wymknie się spod kontroli i dojdzie do tragedii.
Pierwszym ukraińskim śladem, na jaki trafiłam, były kibicowskie wlepki Dynama Kijów.
Kolejne ukraińskie znaki spotkałam na prospekcie Giedymina. Cała ulica była obwieszona flagami państw Unii Europejskiej. Ale po tych państwach następowała flaga UE, a później flagi m.in. Gruzji, Azerbejdżanu i właśnie Ukrainy.
Ten widok jest szczególnie przykry teraz, po tym co wydarzyło się w ostatnich dniach. Wtedy Ukraina była już tak blisko Unii, a obecnie oddaliła się od niej na nieokreślony bliżej czas. Nie wyobrażam sobie, aby akcesja nastąpiła w ciągu kilku lat, może podpiszą umowę stowarzyszeniową, ale to też nie jest takie pewne. Obecnie to jedna wielka niewiadoma.
Podczas wieczornego spaceru przechodziłam obok pomnika Tarasa Szewczenki. Już wówczas, zaraz po szczycie, ludzie wyrażali swoje wsparcie i pamięć o Ukrainie. Pomnik był przewiązany wstążką w ukraińskich barwach.
Na Tarasasa (to imię odrobinę śmieszy mnie już w wersji ukraińskiej, podobnie jak amerykański Barack, a z litewską końcówką -as to już zupełnie, kojarzy mi się z piosenką z dzieciństwa, która brzmiała mniej więcej: ...asa tararasa domy stanęły na głowie...) natknęłam się później również przy wejściu na Uniwersytet Wileński. Niestety nic nie wyszło z tego wieczornego zdjęcia.
Z tego powodu wróciłam w to samo miejsce w dzień, tym razem przynajmniej da się odczytać, co zostało na tej tablicy napisane, a moja nędzna znajomość litewskiego pozwala mi przetłumaczyć jej treść w następujący sposób: "Wilno... drogie mojemu sercu". Niżej znajduje się informacja, że pisarz żył w Wilnie w latach 1829-1831.
W innym miejscu znalazłam plakat wspierający dążenia Ukraińców do zjednoczenia UE. Niestety był już częściowo zaklejony, a nie udało mi się nigdzie znaleźć w wersji niezaklejonej. Napis na plakacie głosi "Ja - za Ukrainą w Europie!". Z jednej strony rozumiem, że to skrót myślowy, ale z drugiej strony zawsze irytuje mnie, kiedy UE jest utożsamiana z Europą, bo przecież zarówno Polska, jak i Ukraina są w Europie od zawsze, bo to przecież kontynent, który od wieków jest wciąż w tym samym miejscu.
Spacerując ulicą Wiwulskiego, zauważyłam również tablicę Międzynarodowej Misji Dyplomatycznej "Europejska Ukraina". Po ostatnich wydarzeniach na Majdanie stwierdzam, że dyplomacja nie zawsze bywa skuteczna, a często bywa spóźniona. Jeden z moich ulubionych zespołów Lao Che śpiewa o powstaniu warszawskim "Nam nie trzeba audycji, my żądamy amunicji". Ukraińcy prawdopodobnie mają teraz podobne zdanie o dyplomacji zachodniej. Od miesięcy błagali o pomoc, nie mogli się doprosić, w końcu wzięli sprawy w swoje ręce i polała się krew. Niestety.
Później miałam też okazję wrócić jeszcze raz pod pomnik Szewczenki. Gdyby ktoś chciał tam trafić, to znajduje się on przed halą targową, mniej więcej w połowie drogi między dworcem a Ostrą Bramą.
I jeszcze raz rozbrajający mnie Tarasas.
Tablica obok pomnika informuje, że rzeźba stoi tutaj od 2011 i jej autorem jest ukraiński twórca Witalij Andrijanow.
Zapewne nie są to jedyne miejsca związane z Ukrainą w Wilnie, ale moja wizyta w grodzie Giedymina trwała tylko 3 krótkie zimowe dni i miałam zbyt mało czasu na szczegółowe zwiedzanie. I tak zdążyłam wrócić do wielu miejsc, do których chciałam. Zapraszam do samodzielnego zwiedzania Wilna podobnymi tropami. Litewska stolica nadaje się do tego idealnie, bo poza ukraińskimi i litewskimi można tu szukać również śladów m.in. polskich, rosyjskich, białoruskich, żydowskich czy karaimskich. Może przy dłuższym pobycie też odbędę takie wycieczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz