wtorek, 18 lutego 2014

Homar i ukraiński kurczak

Wczoraj byłam na jednej z dziwniejszych imprez w moim życiu. Zaczęłam nową pracę na recepcji w hostelu i 3 chłopaków wynajmuje tam pokój na stałe jako akademik. Dwójkę z nich, w tym Ukraińca, poznałam już wcześniej, ostatni przyjechał dopiero wczoraj. Nasza znajomość zaczęła się od tego, że najpierw próbowałam ich wywalić z pokoju i przenieść do innego, a jak się nie zgodzili, to później zabrałam im łóżko, bo szef mi kazał. Nie mieliśmy więc najlepszego początku:)

Wczoraj przyszli i zaprosili mnie do siebie do pokoju na tzw. imprezę. Wcześniej próbowali zaprosić też Hinduskę, ale ona miała jakąś pracę do zrobienia na jutro i nie przyszła, przez moment była też jakaś inna dziewczyna. Ja mogłam przyjść dopiero po swojej zmianie, czyli po 22, ale uprzedziłam ich, że wpadnę tylko na chwilę, żeby się lepiej poznać, a później spadam do domu. 

Jak przyszłam, był tylko jeden z nich, bo dwójka przygotowywała kolację w kuchni na piętrze. Głupio było wyjść zanim oni by wrócili, więc postanowiłam na nich poczekać. Po jakimś czasie przyszli i przynieśli homara! Nie wiem, co to za ludzie, ale do tej pory homar jakoś nie kojarzył mi się ze studenckim jedzeniem:) Ponoć jeden z nich przywiózł go z domu z maminej lodówki. Nie chciałam ich objadać, zresztą nawet nie byłam już o tej porze głodna, więc nie poczęstowałam się, mimo że nalegali i na różne sposoby starali się mnie przekonać.

Okazało się, że to nie wszystko. Przygotowali jeszcze cały gar makaronu. A do tego makaronu Ukrainiec wkroił jakieś mięso, które przywiózł w słoiku z Ukrainy. Kilka razy zachwalał, że to dobry kurczak bez chemii itp. Całość wymieszali jeszcze z żółtym serem. A do tego była jeszcze surówka z buraczków, też z Ukrainy. Dopiero w trakcie jedzenia wyjaśniło się, dlaczego Siergiej tak zachwalał tego kurczaka. Przyznał się, że to jego rodzina go wyhodowała i on sam tego kurczaka karmił. Nie wiem, czy byłabym w stanie zjeść coś, co wcześniej sama karmiłam itp., ale on najwyraźniej nie miał z tym problemu. Dowiedziałam się, że oni codziennie sami sobie gotują, już mnie zaprosili w przyszłości na barszcz ukraiński i na sushi:)

Po kolacji wypiliśmy cydr. Cała "impreza" skończyła się jakoś po północy, kiedy stwierdziłam, że muszę już wracać do domu, bo rano wstaję na pociąg i jeszcze muszę się spakować. Wcześniej coś wspominali, że mnie odprowadzą, ale myślałam, że to taki żart. Bo zwykle jak wpadają do nich dziewczyny z pokoju obok, to nie muszą ich daleko odprowadzać. Ale oni na serio się ubrali i całą trójką odprowadzili mnie pod sam dom, chociaż mówiłam im, że wcale nie trzeba i spokojnie trafię sama.

Do tej pory taka gościnność kojarzyła mi się raczej z jazdą na stopa albo z Podlasiem (kilka autostopowych historii już tu przedstawiłam, ta z Podlasia o Słowianach połabskich jeszcze czeka na opisanie). Ale jak widać, nie tylko tam można spotkać miłych ludzi. W trakcie naszej wczorajszej rozmowy dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o moim nowym miejscu pracy, trochę o moich poprzednikach i o historii tego miejsca. Bardzo użyteczne rzeczy, gdybym planowała zostać tam na dłużej. Nie wiem jak będzie i czy jeszcze kiedyś tych chłopaków spotkam, ale to był całkiem miły wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz