Świeża historia z dzisiaj, dopiero co wysiadłam z tego pociągu:)
Tłok był niemiłosierny, większość miejsc zajętych, więc postanowiłam zostać ze swoimi tobołami w korytarzu przy drzwiach (to były wagony bez przedziałów, więc w tych korytarzach jest nieco więcej miejsca niż w tych z przedziałami). Było tam już dwóch facetów, a na kolejnych stacjach dosiadali się następni ludzie, więc po chwili cały niewielki korytarzyk był zapchany ludźmi i ich bagażami. W większości byli to młodzi ludzie, najczęściej studenci.
Na którejś ze stacji dosiadł się młody chłopak w dresie i ze słuchawkami na uszach. Jadąc pociągiem, zwykle gapię się w okno, więc nie przyglądałam mu się jakoś szczególnie, nie zauważyłam niczego podejrzanego. Stanął obok mnie. Po jakimś czasie usłyszałam jakiś hałas i zobaczyłam, że ten chłopak upadł i uderzył głową w szybę tych międzywagonowych drzwi, które wiecznie same się otwierają. Byłam przekonana, że pewnie dostał ataku padaczki, bo kiedyś już coś podobnego w pociągu na tej samej trasie mnie spotkało (tę historię też warto opisać, chyba jeszcze tego nie zrobiłam, więc muszę to nadrobić niedługo). Ludzie go podnieśli, chcieli mu pomóc. Konduktorka była blisko i też podeszła zaniepokojona. Wywiązał się taki oto dialog między nią, a bohaterem całej historii:
Konduktorka: Wszystko w porządku? Nic Panu nie jest? Co się stało?
Chłopak: A nic. Trochę się dzisiaj najebałem.
Konduktorka wróciła do siebie, a chłopak niezrażony całą sytuacją jechał dalej. Tylko przysiadł sobie koło mnie na podłodze, bo najwyraźniej grawitacja zaczynała go już przerastać:) Później nie sprawiał już większych problemów i wszyscy szczęśliwie dotoczyliśmy się o czasie do stacji docelowej. Ale przyznam szczerze, że do końca musiałam się powstrzymywać, żeby nie zaśmiać się z całej sytuacji. Gdybym się przewróciła tak jak on i przywaliła łbem w szybę, to przypuszczam, że mimo wszystko wywarło by to na mnie jakieś wrażenie. A po nim to spłynęło jak po kaczce. Twardy zawodnik:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz