Przyszedł czas na serię wspomnień przywołaną przez odnalezione zdjęcia z dawnych harcerskich czasów:) Obóz wędrowny w Beskidach, majówka w 2007 roku.
Jechaliśmy pociągiem i na śniadanie zjedliśmy płatki z mlekiem. Po skończonym posiłku został nam jednak karton po mleku, z którym nie bardzo wiedzieliśmy, co zrobić. Już nie pamiętam dokładnie czy naszego przedziałowego śmietnika w ogóle nie było, czy był kompletnie wypchany, w każdym razie nie było gdzie tego kartonu wyrzucić. Mieliśmy w planach wziąć go ze sobą i wyrzucić na dworcu. Ale ktoś rzucił dla żartu, że możemy go wyrzucić do popielniczki (taki niewielki metalowy pojemniczek z klapką tuż przy drzwiach do przedziału). Pośmialiśmy się, że to niemożliwe, ale jedna koleżanka podjęła wyzwanie słowami: "Ja nie dam rady? Ja?" i zaczęła składać karton na wszelkie możliwe sposoby. Obserwowaliśmy jej poczynania z rezerwą, bo nie wierzyliśmy, że jej się uda. Ona uparcie jednak nie dawała za wygraną, aż ostatecznie dopięła swego. Na dowód mam stare i niewyraźne zdjęcie, które przypomniało mi o całej historii (trudno określić tutaj wielkość tej popielniczki, ale jeśli ktoś nie pamięta, to były one naprawdę małe, może ok. 5 cm na szerokość):
Od tej pory wiedzieliśmy już, że trzeba uważać na to, co się mówi przy tej koleżance, bo wszystko może potraktować jak wyzwanie. Czasem to wykorzystywaliśmy, jeśli nie chciała czegoś zrobić. Można jej było wtedy wjechać na ambicję i o wiele łatwiej się zgadzała, gdy przyjęła, że to zakład:) Np. często zakładała się z naszym drużynowym, kto zrobi więcej pompek marynarskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz