poniedziałek, 8 września 2014

Ostatni szeryf w tym mieście

Ostatnio miałam jechać popołudniu do Wrocławia na spotkanie ze znajomymi. Zwykle jeżdżę pociągiem, ale tym razem na niego nie zdążyłam, następnym miałabym dopiero po dwóch godzinach. Już miałam zrezygnować z wyjazdu, ale postanowiłam sprawdzić jeszcze autobusy, okazało się, że niedługo jakiś będzie. Nie bardzo wiedziałam, gdzie dokładnie jest przystanek, nie jechałam do centrum, żeby nie tracić czasu, brat odwiózł mnie na stację benzynową, gdzie ponoć autobus też miał się zatrzymywać.
Przyjechałam na czas, ale ze względu na trwający na tym odcinku remont utworzył się korek, autobus się spóźniał. Podeszłam do kobiety na przystanku, żeby zapytać czy na pewno staje tutaj ten autobus. Obok były wykopy, o barierkę opierał się dziwny facet w kapeluszu. Wyglądał trochę jak kowboj, miał brodę itp. Ucinał sobie chyba pogawędkę z budowlańcami. Prawdopodobnie mógł być trochę pod wpływem. W pewnym momencie postanowił gdzieś pójść i przeszedł obok mnie. Na mój widok powiedział coś w stylu: "O matko i córko... gdybym był 30 lat młodszy...". Uśmiechnęłam się, bo mnie rozbawił, a on sobie poszedł. Nie byłam pewna, co z tym autobusem, więc zapytałam też pracujących w pobliżu robotników. Usłyszał to kowboj. Zaczął krzyczeć do tego robotnika: "Ej, co tu dziewczynę zagadujesz, ona jest pod moją ochroną".
I wrócił się, podszedł do mnie i zaczął opowiadać o sobie. Że on tutaj mieszka niedaleko, że przychodzi stróżować i pomagać tirowcom, bo tu na nich napadają. Że kiedyś był świadkiem, jak jakiś koleś podszedł do ciężarówki z nożem i rozcinał plandekę, a on go przegonił. Że już niejednemu kierowcy tak pomógł. I że specjalnie w tym celu założył taki strój, kapelusz i skórzaną kurtkę, nazwał to "ciuchami wojskowymi". Mówił też, że przepracował ileś tam lat na kopalni, że w różnych miejscach pracował. Że teraz też pracuje, ale nigdzie nie chcą dać mu pracy na stałe, popracuje miesiąc, dwa, a później koniec. Że grozi mu eksmisja. I że on bardzo chętnie by się zamienił na mieszkanie, bo nie potrzebuje aż takiego dużego. 
Nie wiem, ile z jego opowieści było prawdą, a ile konfabulacją. Fakt, że trochę szkoda mi się faceta zrobiło, był miły, nie jakoś szczególnie nachalny, po prostu najwyraźniej trochę w życiu sobie nie radzi. Po chwili przyjechał autobus i pojechałam do znajomych. Z powrotem przyjechałam już bez przygód ostatnim pociągiem z Wrocławia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz