poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Grób Łukasza Górnickiego i zamek w Tykocinie

Oto zapowiadane już zdjęcia grobu znanego polskiego pisarza Łukasza Górnickiego oraz zamku w Tykocinie.
Na grób Górnickiego trafiłam całkiem przypadkiem, bo nawet nie wiedziałam, że się on w Tykocinie znajduje, zauważyłam go dopiero po przyjeździe na jednej z map. I oczywiście nie mogłam opuścić takiej okazji, żeby go odwiedzić.
Miejsce pochówku autora "Dworzanina polskiego" jest dość niepozorne. To drewniany krzyż stojący na zakręcie za mostem tuż przy drodze wiodącej do tykocińskiego zamku. Na metalowej tablicy znajduje się łacińska inskrypcja zaczynająca się od "Luca Górnicki".
Wyżej na krzyżu wisi biała tabliczka z tłumaczeniem łacińskiego tekstu. Według napisu grób pochodzi z 1603 roku, ale nie wiem, czy ten krzyż rzeczywiście jest tak stary czy po prostu został zrekonstruowany.
Obok grobu Górnickiego znajduje się też drewniany pomnik upamiętniający przyrodnika Włodzimierza Puchalskiego.
Obie formy upamiętnienia ważnych dla tego regionu ludzi są nieco dziwnie umiejscowione, ale może dzięki temu wciąż o sobie przypominają, bo wszyscy turyści zmierzający do zamku muszą obok nich przejść i większość przystaje choć na chwilę.
To wspomniany już most obok którego znajdują się pomniki.
Most prowadzi nad rzeką Narwią.
Z tykocińskiego rynku do zamku idzie się chwilę, wystarczy przejść właśnie tym mostem i iść cały czas prosto przez kilka minut.
Jako że widziałam już wiele zamków, sama mieszkałam obok co najmniej trzech, zamek w Tykocinie nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Przede wszystkim ze względu na położenie. Jestem przyzwyczajona, że zamek znajduje się w środku lasu na niedostępnej skale, a nie tuż przy drodze niemal w centrum miasta.
Tuż przed zamkiem zauważyłam bocianie gniazdo na słupie. Początkowo myślałam, że ten bocian jest sztuczny.
Ale kiedy przyjrzałam mu się z drugiej strony, stwierdziłam, że jest żywy, tylko się tak mało rusza po prostu:)
Zamek w Tykocinie aż błyszczy od nowości. To rekonstrukcja fragmentu na podstawie odnalezionych planów oryginalnej budowli. Może dlatego, że to tylko fragment, nie robi aż takiego wrażenia jak całość.
Na dziedzińcu czuć trochę pustkę, bo jest on odgrodzony tylko częściowo, brakuje tego nieodbudowanego kawałka zamku.
Zamek można zwiedzać, ja jednak ograniczyłam się jedynie do zwiedzenia zamkowej restauracji.
Ale obiekt cieszy się najwyraźniej popularnością wśród turystów, bo widziałam całkiem sporo zwiedzających, mimo pogody zapowiadającej się na deszcz.
W słonecznych dniach i w weekendy turystów jest pewnie jeszcze więcej.
Na koniec jeszcze kilka innych zdjęć z Tykocina.
W rynku znajduje się wiele zabytkowych niskich domków.
Niektóre zabytkowe domy czekają na zagospodarowanie.
Jednym z zabytków Tykocina jest klasztor. Prowadzi do niego zabytkowa brama.
Nad wejściem umieszczone są napisy po polsku.
Przydałoby się jednak tę bramę odmalować, bo trudno te napisy odczytać, zlewają się ze ścianą.
Obecnie na terenie klasztoru mieści się dom pomocy społecznej.
W Tykocinie chciałam jeszcze zobaczyć wiatrak i cmentarz, ale akurat podjechał autobus do Białegostoku, więc muszę zostawić te miejsca na kolejną wizytę na Podlasiu. Chciałam też zwiedzić wnętrze synagogi, w której obecnie działa muzeum. W soboty wejście jest darmowe, więc może jeszcze kiedyś nadarzy się okazja. Podsumowując, największą atrakcją z całego Tykocina był dla mnie grób Łukasza Górnickiego, bo zamek nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Brakuje mi w nim historycznego klimatu. Trudno mi też sobie wyobrazić jego obronę, bo zamki z reguły są budowane na skałach lub na wyspach, żeby były niedostępne. Jedyną przeszkodą w zdobyciu tykocińskiej warowni może być Narew, bo rzeczywiście trudno by było od tej strony zaatakować.
Czymś nowym była też dla mnie taka niska zabudowa, chociaż też nie była szokiem, bo podobnie jest w Wilnie, chociaż tam nie jest aż tak nisko. Nowością były też dla mnie tak stare ślady polskości, nie jest do tego przyzwyczajona. Dla mnie stare znaczy niemieckie. Polecam wycieczkę do Tykocina, ale raczej na trochę dłużej niż ja, bo w 2-3 godziny nie zdążyłam zobaczyć wszystkiego i będę musiała jeszcze kiedyś wrócić.

piątek, 8 sierpnia 2014

Tykocin

Już przy poprzednich wizytach w Białymstoku planowałam odwiedzić Tykocin, ale zawsze jakoś tylko na planach się kończyło. Tym razem było inaczej i przedwczoraj wsiadłam w autobus i pojechałam do Tykocina.
Przystanek mieści się na Starym Rynku, niewielkim placu z drewnianymi budkami sklepowymi.
Tuż obok znajduje się Duży Rynek z pomnikiem Stefana Czarnieckiego pośrodku.
Przy rynku jest też kościół św. Trójcy, ale akurat trafiłam na remont.
Chociaż można wejść do środka pod rusztowaniem. We wnętrzach również trwają prace remontowe.
Na ścianach kościoła można znaleźć stare epitafia np. z 1848 roku.
A oto wspomniany już pomnik hetmana Czarneckiego.
Rynek otoczony jest niskimi białymi domkami krytymi czerwoną dachówką.
Zabudowa Tykocina składa się właśnie głównie z takich niskich domków murowanych lub drewnianych.
Jestem przyzwyczajona do co najmniej trzypiętrowych kamienic, więc taki widok jest dla mnie czymś nowym.
Jednym z największych zabytków Tykocina jest dawna synagoga. Przyznam szczerze, że nie przypomina mi synagogi.
Do tej pory synagogi kojarzyły mi się raczej z dużymi ceglanymi budynkami w kształcie kwadratu.
Co prawda tykocińska synagoga też jest w miarę kwadratowa, ale z zewnątrz wygląda jakoś inaczej. Nie wiem jak wygląda w środku, bo nie wchodziłam do działającego tam obecnie muzeum.
Z synagogą sąsiaduje też restauracja żydowska oraz hotel żydowski. W tej okolicy można znaleźć też kilka żydowskich napisów.
Pogoda na wycieczkę trafiła mi się średnia, było pochmurno i jednocześnie bardzo duszno.
Miasto jest bardzo stare i widać w nim historię. Polską historię, do czego nie jestem przyzwyczajona. Bohaterowie książek i lekcji historii rzeczywiście tu przebywali i chodzili tymi ulicami. Moje rodzinne miasto znajduje się na tzw. Ziemiach Odzyskanych, u nas ślady historii są, a i owszem, nawet bardzo bogate. Ale to historia niemiecka. I to jest dla mnie coś normalnego. Dziwnie się poczułam w takim polskim mieście z dawien dawna, z zupełnie inną zabudową i napisami po polsku sprzed wieków.
Chociaż Tykocin to nie tylko sama historia, przy jednej z głównych ulic zauważyłam też nowy mural z Franzem Kaffką. Próba połączenia historii z współczesnością.
Mam jeszcze zdjęcia z tykocińskiego zamku, ale wrzucę je następnym razem.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Katedra św. Emerama w Nitrze

Jednym z najważniejszych zabytków Nitry jest katedra św. Emerama mieszcząca się na zamku.
Kiedy byłam tam po raz pierwszy dwa lata temu, również trwał remont, ale w innej części. Obecnie nawet wieża katedry jest obudowana rusztowaniami.
Katedra powstała z połączenia 3 różnych świątyń pochodzących z różnych okresów. Obecnie główne wnętrze jest najmłodsze i bogato zdobione, barok w pełnej krasie.
Całość pokryta jest kamieniem o różnych kolorach z przewagą odcieni czerwonego. Elementy zdobnicze pokryte są złotem.
Taka ciekawostka, która zdziwiła mnie podczas pierwszej wizyty to rzędy krzeseł z czerwonym obiciem zamiast kościelnych ławek. Tzn. ławki też są, ale pierwsze, co się rzuca w oczy, to właśnie te krzesła. I raczej nie stoją tam tymczasowo, jako dostawki na szczególną okazję, bo były tam i teraz, i dwa lata temu.
Zresztą ta pierwsza wizyta w ogóle była ciekawa, bo trafiliśmy wtedy na węgierską mszę. Na Słowacji jest duża mniejszość węgierska i najwyraźniej o określonej porze mają mszę w swoim języku.
Wnętrze kościoła jest bardzo ładne, choć dość ciemne, chociaż i tak jest więcej światła niż w wielu innych kościołach. Ten czerwony kamień ociepla przestrzeń.
W części bocznej mieści się kilka różnych malowideł.
Niestety prawie wszystkie zdjęcia z katedry wyszły mi jakoś krzywo.
Może to pośpiech albo zmęczenie.
Niewątpliwie będąc na zamku warto odwiedzić katedrę, bo jest co oglądać.
Wejście do katedry jest bezpłatne, jedynie przy wejściu na dziedziniec zamku należy uiścić opłatę w wysokości 0,30 euro, czyli nie jakiś wielki majątek.
To popularne miejsce wycieczek, kiedy poszłam do mieszczącej się na dziedzińcu kawiarni na lemoniadę, miałam okazję obserwować wycieczkę Azjatów, którzy przyszli do katedry.
Bardzo ciekawa jest też starsza część kościoła, która robi wrażenie zwłaszcza w porównaniu z tą nowszą barokową.
Białe ściany, skromne wyposażenie i zdobnictwo uderzają kontrastem po wcześniejszej wizycie w części marmurowo-złotej.
Oczywistą różnicą jest też wielkość kościoła, w tej części oprócz ołtarza znajduje się zaledwie kilka krzeseł i miniaturowe organy, nie ma miejsca na nic więcej.
Przy wejściu do tej nowszej części znajduje się też coś w rodzaju wystawy, tzn. kilka roll-upów przedstawiających historię biskupstwa. Moją uwagę zwróciło pismo stylizowane na staro-cerkiewno-słowiański, ale jednak słowacki:)
Druga rzecz, która przykuła moją uwagę to misa na wodę święconą. A właściwie to zwykła miska, chyba nawet mam taką samą w domu, kupiłam w jednym z supermarketów:) Ciekawi mnie czy to rozwiązanie tymczasowe czy na stałe mają tam tę miskę.
Nitrzańską katedrę odwiedził też polski papież, czego liczne ślady pozostały w jej otoczeniu.
Jak zwykle w świątyniach, w katedrze panuje przyjemny chłód, więc w czasie słowackich upałów nie chce się z niej wychodzić w prażące słońce.
A oto widok ze schodów katedry na centrum Nitry.
Wyróżniają się przede wszystkim wysokie wieże innych kościołów.
Tak wygląda tył katedry od strony tarasu z widokiem na Zobor. Jak widać tutaj również trwają prace remontowe.
Katedra prezentuje się najładniej z dołu, kiedy widać też porośnięty pnączem zamkowy mur.
W tym zielonym gąszczu kryje się figurka maryjna.
Przypuszczam, że ktoś musi stale czuwać nad tą figurą, aby całkiem nie zarosła i co jakiś czas przycina zbyt długie odnogi.
To tyle zdjęć z katedry. Jakby ktoś był w pobliżu Nitry to polecam odwiedzić miejsce zwane Baziliką svätého Emeráma, jak również cały hrad, z którego widać miasto i okolicę.