Przedstawiam drugą część relacji fotograficznej ze wsi Soce w województwie podlaskim.
Jak już wspominałam, należy ona do Krainy Otwartych Okiennic, co widać od razu. Każdy dom ma przepięknie zdobione okna w różnych kolorach.
Miałam mało czasu, bo spieszyłam się na autobus powrotny do Białegostoku, więc udało mi się zobaczyć tylko połowę Soc. Drugą część zostawiłam sobie na kolejny pobyt na Podlasiu.
Tak czy siak zdążyłam w tym krótkim czasie zobaczyć parę ciekawostek. Między innymi drzwi donikąd:)
Można też nazwać je drzwiami w przepaść lub drzwiami prosto do szpitala, bo ktokolwiek przez nie by wyszedł, pewnie od razu wylądowałby w szpitalu z połamanymi nogami.
Chociaż domki się od siebie różnią, mają elementy wspólne i tworzą dzięki temu jedną wspólną całość.
Nie znalazłam dwóch identycznych budynków, zawsze jakiś szczegół jest inny. To nie to samo co osiedla z wielkiej płyty, gdzie każdy blok wygląda tak samo.
Wieś jest stara, więc niektórym domkom na pewno przydałby się remont.
Jestem ciekawa, jak przedstawiają się proporcje wśród mieszkańców Soc. Ile procent to rdzenna ludność żyjąca tu z dziada pradziada, a ile to ludność napływowa. Niektóre domki wyglądają na zadbane i współczesne, od miejskich willi odróżniają je tylko te charakterystyczne zdobienia. No i kury przechadzające się po betonowym podwórku:)
Wyczytałam gdzieś, że podobno ta gwara ukraińska, jaką mówią tutejsi ludzie, wypierana jest przez normalną polszczyznę. Szkoda, mam wielki sentyment do wszelkich gwar i języków, bardzo żałuję, że sama nigdy gwarą mówić nie będę, bo wychowałam się w takim regionie, gdzie dominuje oficjalny ogólnopolski język.
Brakuje mi takiej lokalnej tożsamości. I może dlatego próbuję go wypełnić poznając różne inne kultury. Bo nie mam własnej.
Może za kilkadziesiąt lub kilkaset lat w mojej małej ojczyźnie zbudujemy własną tożsamość, odrębną od innych regionów. Ale na razie musimy zadowolić się tym, co jest.
Na krańcu Soc, w pobliżu cerkwi, znajduje się dom jakiegoś artysty.
Wejście przystrojone jest brzozowymi rzeźbami.
Można zrobić z nich zespół muzyczny, bo oprócz gitarzysty jest też akordeonista:)
Na skraju wsi znajduje się niewielka cerkiew z zieloną kopułą.
Zastanawiam się, czy mieszkańcy mieszczą się wewnątrz w trakcie nabożeństwa, bo świątynia wydaje mi się tak niewielka, że mam co do tego poważne wątpliwości.
Podobnie malutka cerkiew znajduje się w moich okolicach w Sokołowsku.
W tym miejscu mogłam przejść do drugiej części wsi, bo składa się ona z dwóch głównych ulic. Ponoć mają one nawet swoje własne nazwy: Mokrany i Suchlany. Nie jestem pewna, ale byłam chyba w Mokranach, Suchlany odwiedzę może kolejnym razem.
Na obrzeżach Soc znajdują się krzyże, z którymi wiąże się miejscowa legenda, jakoby miały one wybawić tutejszych mieszkańców od zarazy.
Obok krzyży i kaplicy znajduje się droga na Puchły, ale nie miałam już czasu, żeby tam zajść. Zaczynało się ściemniać.
Puchły odwiedzę przy okazji kolejnej wizyty na Podlasiu. Wybrałam drogę powrotną do Trześcianki, skąd miałam autobus do Białegostoku.
Tak zakończyła się moja grudniowa wycieczka do Krainy Otwartych Okiennic, ale mam nadzieję, że jeszcze będę tam wracać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz