W Tallinie warto zwrócić uwagę nie tylko na postacie z kreskówek
wykonane ze słodkiej masy, ale też na malunki w różnych zakamarkach
miasta.
Część z nich jest po angielsku. Zastanawiam się, czy dlatego, że autorzy
woleli wysławiać się w tym języku, czy dlatego, że te rysunki powstały
od razu z myślą o zagranicznych turystach.
Znalazło się miejsce także dla Dartha Vadera z "Gwiezdnych wojen", zbierającego pieniądze na Gwiazdę Śmierci.
W przejściu podziemnym obok dworca powieszona została cała seria plakatów, prawdopodobnie reklamujących muzeum.
Najbardziej ciekawi mnie, czy rzeczywiście zostały one namalowane przez dzieci, czy są tylko tak wystylizowane.
Przed budynkiem dworca, po drugiej stronie ulicy, znajdowała się też
niewielka rzeźba ze śniegu w postaci jakiegoś napisu, prawdopodobnie
"lume". Nie mam pojęcia, co to może być. Jeden ze słowników podaje, że
po estońsku może to znaczyć np. ludzie, świat albo ludzkość.
Podczas jednej z ostatnich wycieczek zauważyłam rysunek, z którym się w pełni identyfikuję. Nie ma to jak dobry sen:)
Wieczorem dostrzegłam też tuż obok siebie dwa niewielki malunki. Jeden przedstawiał martwą naturę (wydaje mi się, że twarz domalował dzbankowi później ktoś inny).
Z martwą naturą sąsiadował bohater bajki o SpongeBobie, której nigdy nie oglądałam. Ale z internetu wiem, że ta rozgwiazda nazywa się Patrick i jest przyjacielem głównego bohatera.
Pewnie nie wszystkie przejawy kreatywności mieszkańców Tallina udało mi się wychwycić. Może nie jest tego dużo, ale zdecydowanie wolałabym, żeby w polskich miastach powstawały podobne rzeczy albo jakieś prawdziwe graffiti zamiast durnych malunków po murach, które nic nie wnoszą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz