środa, 26 września 2012

Pogańskie święto pod wileńską katedrą

Wymiana studencka w Wilnie, marzec 2012. Wszystkie zdjęcia są autorstwa kolegi.

Jakoś przypadkiem dowiedzieliśmy się, że wieczorem obok wileńskiej katedry będą odbywać się pogańskie obchody jakiegoś święta. Wyleciało mi już głowy, jakie to było święto, chyba coś w związku z nadejściem wiosny, ale nie jestem pewna.
Przyszliśmy na miejsce, było już trochę ludzi. Na całym trawniku obok katedry i przed Litewskim Muzeum Narodowym były przygotowane wcześniej dziwne instalacje. Wyglądało to jak wielkie papierowe jaja dinozaurów. W innych miejscach były kręgi ułożone ze świeczek. Ponieważ robiło się już ciemno, całość tworzyła odpowiedni klimat.
W pewnym momencie zauważyliśmy, że po drugiej stronie coś się dzieje. Podeszliśmy bliżej i zobaczyliśmy teatr ognia. Ludzi robiło się coraz więcej, nie spodziewaliśmy się takich tłumów. Chociaż z drugiej strony warto zaznaczyć, że Litwa była ostatnim państwem w Europie, które przyjęło chrześcijaństwo i elementy wierzeń pogańskich nadal są popularne w litewskiej literaturze i sztuce.
Co ciekawe, tancerze co chwilę przechodzili w inne miejsce, tworząc wcześniej szpaler z zapalonych pochodni. Po kolei odwiedzali każde z przygotowanych wielkich jajek-lampionów. Do niektórych dało się nawet wejść. W czasie tych przejść wytwarzał się drobny chaos, bo każdy chciał zająć jak najlepsze miejsce, aby dobrze wszystko widzieć. Jednocześnie łatwo można było zgubić swoich towarzyszy i odłączyć się od grupy. Szybkie przemieszczenie utrudniały też okoliczne drzewa i ciemności.
W innych częściach trawnika występowały ludowe zespoły, śpiewające tradycyjne pieśni litewskie. Momentami trudno było się zdecydować, na czym warto się skupić - jednocześnie odbywały się i tańce, i śpiewy. Chodziliśmy z jednego punktu do drugiego, starając się uczestniczyć we wszystkim.

Po pewnym czasie wszystko się skończyło, przynajmniej tak nam się wydawało. Ale ponieważ wcześniej ja z kolegą straciliśmy z oczu resztę naszej grupy, zostaliśmy jeszcze chwilę, aby na nich poczekać. Chyba dobrze zrobiliśmy, bo po krótkim czasie zaczął formować się pochód prowadzony przez tych tancerzy ognia z pochodniami. Nie namyślając się długo, dołączyliśmy.
Nie mieliśmy zielonego pojęcia, gdzie zmierzamy. Było już zupełnie ciemno. Minęliśmy katedrę i zaczęliśmy wspinać się pod górę. Litwini śpiewali i grali, jeśli dobrze pamiętam, ktoś wybijał rytm na bębnie. Pochodnie oświetlały nam drogę. Okazało się, że poszliśmy na Górę Trzech Krzyży.
Na szczycie odbył się jakiś rytuał, który nie do końca zrozumiałam. Na środku coś stało (wydaje mi się, że był to kociołek), ktoś coś do niego wrzucał. Staliśmy w kręgu i wszyscy śpiewali litewskie pieśni, ktoś wtaszczył na szczyt instrumenty i grał. Odbyła się też dalsza część pokazu tańca ognia. Później podążyliśmy za tancerzami na znajdującą się niżej scenę.

Z góry zeszliśmy razem, wciąż śpiewając i budząc zdziwienie przechodniów. Było to dla mnie doświadczenie zupełnie nieoczekiwane i dość dziwne, ale na pewno miało swój klimat. Zresztą przyzwyczaiłam się już do włóczenia się nocą po lesie. Tylko zwykle nie robię tego w tak licznej grupie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz