Miałam dzisiaj na obiad krokiety i przypomniały mi się inne sławne krokiety, które trafiły nawet do "Gazety Wyborczej", jeśli dobrze pamiętam.
Zlot harcerski w Kielcach w 2007 roku. Obiady mieliśmy zapewnione przez firmę cateringową. Jednego dnia podano nam krokiety prawdopodobnie z kapustą i grzybami. U mnie w domu nigdy nikt tego nie robił na obiad, więc zjadłam swoją porcję, nie zauważając nic szczególnego. Nie zasmakowały mi jakoś bardzo, ale dało się zjeść. Okazało się, że byłam jedną z nielicznych, która dokonała tego wyczynu. Większość uczestników zlotu wyrzuciła swoje porcje, uznając je za niejadalne i oskarżając firmę, że chciała ich otruć. Chodziło o smak i zapach tego, co nam dostarczono. Część drużyn poszła na pizzę, część zjadała swoje zapasy.
Sam zlot był naprawdę ciekawy, to była moja pierwsza tak duża impreza harcerska (ok. 7 tys. uczestników plus goście). Ale i tak nic nie przebiło krokietów. Później na zlocie powstała zabawa "Kto nie skacze, chce krokieta" oraz inne zabawne powiedzonka. W moim dalszym harcerskim życiu kilka razy byłam świadkiem, jak nowo poznający się harcerze dowiadywali się, że oboje byli w Kielcach i pierwsze pytanie brzmiało: "Ile krokietów zjadłaś/łeś?":) Rekordziści oprócz swojej porcji liczącej 2 sztuki zjedli też po kilka porcji odstąpionych przez innych.
Od tamtej pory jeszcze bardziej nie ufam jedzeniu z nieznanych źródeł,. Wcześniej myślałam, że najgroźniejsze jest mięso. Catering w Kielcach przekonał mnie jednak, że nawet zwykła kapusta może być groźna:)
A pamiętasz te piękne zupy? Pierwszy dzień: czerwony barszcz, drugi: pomidorowa, trzeci: coś pomiędzy... Albo kapuśniak dzień po drugim daniu z kapustą, sosik grzybowy po grzybowej dzień wcześniej? :D
OdpowiedzUsuńPamiętam:) Ogólnie raczej zawsze podchodzę z ograniczonym zaufaniem do takiego zbiorowego żywienia. Pamiętam, że na Lednicy było spaghetti, ale nie wiem, czy zapamiętałam je, bo było dobre, czy było właśnie też takie podejrzane jak jedzenie na Kielcach:)
Usuń