Mieszkałam przez tydzień w małym górskim kurorcie w Karpatach. Татарів, czyli Tatariw lub jeszcze bardziej po naszemu Tatarów jest miejscem uroczym, przynajmniej mnie zachwycił od pierwszej chwili. Już sam widok z okna mojego pokoju był piękny.
Zresztą pokój też miałam niczego sobie, chociaż na dostawce, bo wszyscy inni mieszkali we dwójkę, a ja byłam dokoptowana do dziewczyn z Białorusi i Ukrainy na trzeciego, bo Białorusinka, z którą miałam być w pokoju, nie przyjechała, a organizatorzy stwierdzili, że smutno będzie mi tak samej w pokoju i lepiej, żebym się integrowała z innymi.
Mieszkaliśmy w ładnych drewnianych domkach, zajęliśmy sporą część ośrodka, o ile nie cały.
Posiłki jedliśmy w pobliskiej restauracji, która była właściwie chyba nawet częścią tego ośrodka. Jedzenie było całkiem niezłe, ale było go mało. Ja się w miarę najadałam, ale chłopakom brakowało i przychodzili do nas po chleb, żeby się czymś zapchać. Najbardziej mnie rozczuliło, kiedy na śniadanie podali nam syrniki, coś, co poznałam w Białymstoku jako serniczki. Poczułam się, jakbym była w takim górskim ukraińskim Białymstoku:)
Wieś cały czas się rozwija, wiele budynków jest w budowie. Chociaż nie do końca rozumiem styl, w którym powstają. Tzn. część wygląda dość wspólnie, a część dość dziwnie, żeby nie powiedzieć kosmicznie.
Bardziej niż te murowane zamki i pałace, podobały mi się zwykłe drewniane chaty.
Jadąc do Tatarowa, widziałam po drodze ogłoszenie, że proponują jazdę ratrakiem. Nie wiem jak to wygląda, ale w Tatarowie mieszkańcy są bardziej tradycyjni i oferują zwykłe przejażdżki konne.
Wieś jest z każdej strony otoczona górami i skałami, przypominała mi pod tym względem odrobinę słowacki Martin. Ale góry w Tatarowie są o wiele wyższe i są znacznie bliżej niż w Martinie. Były na wyciągnięcie ręki, a ja niestety nie miałam czasu, żeby tam iść. Tylko jednego dnia mieliśmy wspólną wycieczkę.
Nasze spacery po Tatarowie ograniczały się zazwyczaj do któregoś z okolicznych sklepów.
Podczas gry miejskiej dotarliśmy też na dworzec w Tatarowie.
Chciałabym przyjechać kiedyś w tamte rejony pociągiem, wydaje mi się, że musi być pięknie. Teraz jechaliśmy autobusem i najbardziej zapamiętałam kilka zawalonych mostów nad rzekami. Tzn. my przejeżdżaliśmy przez jeden most, a tuż obok był ten drugi zawalony częściowo lub w całości. Taka sytuacja powtórzyła się kilka razy. Niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia, bo to było dość daleko, a nie miałam czasu tam iść. Ale widok był niesamowity i dziwny. Na dzisiaj to tyle, z Tatarowa, wkrótce pojawią się kolejne relacje:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz