poniedziałek, 26 maja 2014

Cmentarz austriacko-węgierski w Tatarowie

Podczas pobytu w Tatarowie mieliśmy grę miejską, a właściwie wiejską. Moja drużyna kręciła się głównie w okolicach naszego ośrodka, ale niektóre drużyny zawędrowały nieco dalej. Jedna z nich rozmawiając z lokalnym mieszkańcem dowiedziała się, że na obrzeżach wsi znajduje się cmentarz austriacki. Wedle jego słów było to dość daleko, więc zawiózł ich swoim samochodem. Żałowałam, że nie byłam w tamtej drużynie, ale kiedy znalazłam chwilę wolnego czasu, a mieliśmy go bardzo niewiele, to sama na piechotę postanowiłam pójść na ten cmentarz.
Nie było to aż tak daleko, ok. 30-40 minut piechotą wzdłuż drogi. Problem polegał na tym, że na całą wycieczkę miałam ok. półtorej godziny między obiadem a kolejną porcją zajęć. Musiałam więc iść bardzo szybkim tempem, możliwe, że nawet podbiegałam chwilami, już nie pamiętam.
Cmentarz jest niewielki, ale wyraźnie widać, że ktoś o niego dbał i przeszedł niedawno remont. Otoczony jest porządnym płotem, do kapliczki prowadzi kamienna ścieżka. Pomniki są zadbane.
Trochę się zawiodłam, bo liczyłam, że będę mogła poczytać sobie nazwiska na nagrobkach, ale z tego co widziałam, to wszystkie groby są anonimowe, nie wiadomo nawet czy to Austriacy, czy Węgrzy.
Jedynie tablice wmurowane w kamienny krzyż na środku cmentarza mówią o tym, kto został tutaj pochowany. Napisy są po ukraińsku, po niemiecku i po węgiersku.
Moja słaba znajomość ukraińskiego i niemieckiego pozwala mi przetłumaczyć napisy. Informują one, że to miejsce spoczynku żołnierzy austro-węgierskich z czasów I wojny światowej.
Węgierskiego napisu niestety nie jestem w stanie przetłumaczyć, pewnie niewiele się różni od tamtych, chociaż jest podejrzenie długi, bo sam zajmuje całą tablicę. Ale może to po prostu uroda języka:)
Cmentarz jest niewielki i właściwie niewiele można się z niego dowiedzieć. Jeśli ktoś jest w okolicy, to warto tam zajrzeć. Ale niekoniecznie jest sens specjalnie tutaj jechać.
Jeśli ktoś ma czas i możliwości, to powinien raczej korzystać z otaczających cały Tatarów, w tym również i cmentarz, Karpat, które tylko czekają, żeby na nie wejść.
Wizyta na cmentarzu austriacko-węgierskim to taka mała lekcja historii, do tej pory o Austro-Węgrach uczyłam się z podręczników, a teraz miałam okazję na własne oczy zobaczyć, gdzie ta armia działała.

poniedziałek, 19 maja 2014

Domy w Tatarowie

Nie miałam dużo czasu na spacery po okolicy, przeszłam właściwie tylko główną ulicą Tatarowa i przyjrzałam się stojącym przy niej domom. A było co oglądać.
Poza takimi ładnymi domkami, budowane są w Tatarowie wielkie rezydencje, które nie do końca mi się podobają.
Chociaż najbardziej nie podobał mi się jeden z domków, który w całości został obity jakąś blachą! Nie mam pojęcia, co to za moda, bo jadąc do Tatarowa widziałam po drodze budynki, które miały wykonane zdobienia z podobnej srebrnej blachy, co też nie bardzo przypadło mi do gustu. Ale obicie tym całych ścian to już zupełne przegięcie. W słoneczny dzień pewnie nie da się koło tego przejść. Nie wiem, czy to jakieś nawiązanie do kosmosu czy demonstracja bogactwa (że niby całe ze srebra), ale nie podoba mi się to. Nigdy bym w takim czymś nie zamieszkała.
O wiele bardziej podobają mi się ładne drewniane lub kamienne domki w różnych kolorach i z ogródkami.
Trudno właściwie wyłonić jakiś jeden styl, w którym powstają nowe budynki. Większość jest dość dziwna. Nawet jeśli same w sobie nie są brzydkie, to mam wrażenie, że nie pasują do otoczenia.
Zresztą nawet domki same w sobie bywają podzielone na pół, pewnie mają dwóch właścicieli i nie mogli się oni dogadać, co do wspólnego wyglądu, każdy pomalował po swojemu. Bardzo przypomina mi to Supraśl, gdzie jest pełno takich podzielonych na pół budynków.
Otoczenie jest przepiękne, więc chciałoby się, żeby domki jakoś współgrały z sąsiedztwem i najczęściej tak jest, no może z wyjątkiem kosmicznego blaszanego domku:)
Część budynków jest dość zwyczajna.
Zauważyłam nawet jeden murowany blok, ale to był chyba wyjątek na całą wieś.
Większość to parterowe lub jednopiętrowe niewielkie domki drewniane.
Czasem ładnie zdobione.
Czasem w dość nietypowych połączeniach kolorystycznych.
Najczęściej budynki otoczone są ogródkami lub łąkami, zwykle ze zwierzętami. Zdarza się, że kury spacerują sobie wzdłuż drogi.
W Tatarowie sąsiadują ze sobą zupełnie różne domu i o ile w Zakopanem można wyróżnić jakiś styl zakopiański, o tyle w Tatarowie miałabym problem, żeby powiedzieć, co jest dla niego bardziej typowe - małe drewniane domki czy wielkie zamki i pałace z wieżyczkami.
Gdyby wybór należał do mnie, wolałabym, żeby były to małe domki, mają swój urok. A pałace trochę mnie przytłaczają.
Nie wiem, czy te pałace są budowane pod turystów, czy po prostu lokalna ludność ma taki styl. Najczęściej te zamki są świeżo wybudowane lub nawet jeszcze w budowie, więc to nowa moda. Ale można też znaleźć parę starszych kilkupiętrowych budynków.
Być może te pałace staną się kiedyś takimi zabytkami jak pałace dolnośląskie, niestety obecnie w większości w ruinie. Niektóre z nich też miały podobne wieżyczki.
Jakiekolwiek domy by tu nie powstawały, i tak jest tak pięknie, że niewiele rzeczy jest w stanie to zepsuć. No może  jedynie osiedle kosmicznych blaszanych domków byłoby w stanie zniszczyć ten cudowny obrazek:)
To tyle o architekturze w Karpatach, do których mam zamiar jeszcze wracać, specjalnie w tym celu kupiłam na stacji benzynowej za ostatnie hrywny mapę Karpat:) I mam nadzieję, że kolejna wyprawa nie ograniczy się niemal wyłącznie do jednej wsi, bo chciałabym zobaczyć o wiele więcej.

środa, 14 maja 2014

Tatarów

Mieszkałam przez tydzień w małym górskim kurorcie w Karpatach. Татарів, czyli Tatariw lub jeszcze bardziej po naszemu Tatarów jest miejscem uroczym, przynajmniej mnie zachwycił od pierwszej chwili. Już sam widok z okna mojego pokoju był piękny.
Zresztą pokój też miałam niczego sobie, chociaż na dostawce, bo wszyscy inni mieszkali we dwójkę, a ja byłam dokoptowana do dziewczyn z Białorusi i Ukrainy na trzeciego, bo Białorusinka, z którą miałam być w pokoju, nie przyjechała, a organizatorzy stwierdzili, że smutno będzie mi tak samej w pokoju i lepiej, żebym się integrowała z innymi.
Mieszkaliśmy w ładnych drewnianych domkach, zajęliśmy sporą część ośrodka, o ile nie cały.
Posiłki jedliśmy w pobliskiej restauracji, która była właściwie chyba nawet częścią tego ośrodka. Jedzenie było całkiem niezłe, ale było go mało. Ja się w miarę najadałam, ale chłopakom brakowało i przychodzili do nas po chleb, żeby się czymś zapchać. Najbardziej mnie rozczuliło, kiedy na śniadanie podali nam syrniki, coś, co poznałam w Białymstoku jako serniczki. Poczułam się, jakbym była w takim górskim ukraińskim Białymstoku:)
Wieś cały czas się rozwija, wiele budynków jest w budowie. Chociaż nie do końca rozumiem styl, w którym powstają. Tzn. część wygląda dość wspólnie, a część dość dziwnie, żeby nie powiedzieć kosmicznie.
Bardziej niż te murowane zamki i pałace, podobały mi się zwykłe drewniane chaty.
Jadąc do Tatarowa, widziałam po drodze ogłoszenie, że proponują jazdę ratrakiem. Nie wiem jak to wygląda, ale w Tatarowie mieszkańcy są bardziej tradycyjni i oferują zwykłe przejażdżki konne.
Wieś jest z każdej strony otoczona górami i skałami, przypominała mi pod tym względem odrobinę słowacki Martin. Ale góry w Tatarowie są o wiele wyższe i są znacznie bliżej niż w Martinie. Były na wyciągnięcie ręki, a ja niestety nie miałam czasu, żeby tam iść. Tylko jednego dnia mieliśmy wspólną wycieczkę.
Nasze spacery po Tatarowie ograniczały się zazwyczaj do któregoś z okolicznych sklepów.
Podczas gry miejskiej dotarliśmy też na dworzec w Tatarowie.
Chciałabym przyjechać kiedyś w tamte rejony pociągiem, wydaje mi się, że musi być pięknie. Teraz jechaliśmy autobusem i najbardziej zapamiętałam kilka zawalonych mostów nad rzekami. Tzn. my przejeżdżaliśmy przez jeden most, a tuż obok był ten drugi zawalony częściowo lub w całości. Taka sytuacja powtórzyła się kilka razy. Niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia, bo to było dość daleko, a nie miałam czasu tam iść. Ale widok był niesamowity i dziwny. Na dzisiaj to tyle, z Tatarowa, wkrótce pojawią się kolejne relacje:)

czwartek, 8 maja 2014

Iwano-Frankiwsk

Ostatni tydzień spędziłam na Ukrainie. Mam moc wrażeń, ale niestety nie wszystko udało mi się udokumentować. Prawie cały czas mieliśmy zajęcia, więc praktycznie nie było czasu na wycieczki po okolicy. Docelowo mieszkałam w Tatarowie, ale dostać się tam miałam z Iwano-Frankiwska, po którym zdążyłam odbyć krótki spacer i oto jego rezultaty w postaci zdjęć.
Zdjęcia nie są najlepszej jakości, bo robiłam je w pośpiechu, idąc za grupą. Pierwsze na co trafiliśmy, to niewielki iwanofrankiwski Euromajdan.
Tak właściwie to nie wiem, co to dokładnie było. Nad namiotem powiewały flagi Samoobrony Majdanu i Prawego Sektora. Kręciło się paru ludzi, ale było spokojnie, nic się nie działo. Koleżanka, która przybyła do miasta wcześniej, mówiła, że miała nawet czas porozmawiać z nimi. My niestety szybko minęliśmy ten plac i poszliśmy w kierunku rynku.
Z chęcią wróciłabym do Iwano-Frankiwska na dłużej, bo półgodzinny spacer zdecydowanie nie wystarcza.
Zdążyliśmy przejść tylko od dworca do rynku.
Na rynku znajduje się centrum handlowe o popularnej ostatnio nazwie "Majdan".
Miasto było raczej spokojne, w wielu miejscach wisiały ukraińskie flagi. Czasem również czerwono-czarne Prawego Sektora.
Ratusz w Iwano-Frankiwsku ma dość nietypowy kształt, kojarzy mi się z gwiazdą, ale nie wiem czy rzeczywiście został zbudowany na planie gwiazdy.
Chociaż był to 30 kwietnia, było bardzo ciepło, jak w środku lata. 
Przez chwilę miałam okazję, by poczuć się jak na wakacjach.
Niespodziewanie dowiedziałam się też, że prezydent Komorowski startuje w ukraińskich wyborach:)
Oczywiście ten kandydat to pan Grycenko, ale trzeba przyznać, że z daleka można się pomylić:) Jeśli już o prezydentach mowa, to jakiś czas temu Putin twierdził, że "zielone ludziki" to na pewno nie rosyjskie wojsko, bo taki sprzęt można kupić na każdym kroku, nawet w sklepach wędkarskich. Może rzeczywiście coś w tym jest, bo na rogu iwanofrankiwskiego rynku rzeczywiście znajdował się sklep z mundurami, niestety nie znam się aż na tyle, żeby ocenić czy były tam też rosyjskie mundury. Zresztą Putin i tak już wcześniej sam się przyznał, że "zielone ludziki" to rosyjska armia.
Na koniec zaszliśmy na chwilę do niebieskiej cerkwi (widocznej z zewnątrz na jednym z wcześniejszych zdjęć), gdzie kolega starał się odczytać napisy w staro-cerkiewno-słowiańskim. Zresztą mam wątpliwości czy to była cerkiew czy kościół katolicki, bo krzyże na wieżach były bez ukośnej belki, więc nasunęły mi się wątpliwości czy to aby na pewno cerkiew.
Czas szybko nam minął i musieliśmy już wracać na dworzec, gdzie czekali już na nas Ukraińcy i Białorusini.
Dworzec akurat jest w remoncie i widziałam go tylko od jednej strony, bo Polacy w większości dojechali autobusem. Nie miałam okazji rzucić okiem na perony. Może następnym razem wybiorę się na Ukrainę pociągiem.
Z Iwano-Frankiwska, czyli dawnego Stanisławowa, a obecnego Ивано-Франкивска to tyle, kolejne relacje będą już z Tatarowa, gdzie miałam przyjemność spędzić o wiele więcej czasu.